https://iclfi.org/pubs/icl-pl/2023-conf
WPROWADZENIE
Jakby nie spojrzeć, okres 30 lat po upadku Związku Radzieckiego był czasem względnej stabilności na tle historii świata. Miał on swoje kryzysy i krwawe konflikty, ale były to raczej wyjątki niż norma i miały raczej łagodny przebieg w porównaniu ze wstrząsami XX wieku. Konflikty zbrojne były mniej intensywne, poziom życia milionów ludzi poprawił się, a w wielu częściach świata nastąpiła liberalizacja społeczna. Jak było to możliwe w obliczu katastrofalnej porażki międzynarodowej klasy robotniczej, jaką było zniszczenie ZSRR?
Imperialistyczna klasa panująca oraz jej pochlebcy ogłosili, że wydarzenia te zdecydowanie udowodniły wyższość liberalnego kapitalizmu USA nad komunizmem. Jaka była odpowiedź tych, którzy twierdzili, że są marksistami? Komunistyczna Partia Chin (KPCh) stała się orędownikiem globalizacji gospodarczej, zbliżając się do Światowej Organizacji Handlu (WTO), a socjalizm traktując jedynie czysto ceremonialnie. Wielu promoskiewskich stalinowców po prostu się rozeszło. Jeśli chodzi o ugrupowania trockistowskie, goniły one za liberalnymi ruchami przeciwko wojnie, polityce oszczędnościowej i rasizmowi, nie potrafiąc uzasadnić potrzeby istnienia partii rewolucyjnej. Podczas gdy niektórzy „marksiści” nadal zapowiadali socjalizm w przyszłości, nikt nie zbudował rewolucyjnej opozycji wobec liberalnego triumfalizmu.
Dziś liberalizm stracił wiatr w żaglach. Punkt zwrotny sytuacji na świecie wyznaczyły pandemia Covid-19 oraz wojna na Ukrainie. Kryzys staje się dziś normą, a stabilność wyjątkiem. Ponieważ hegemonia Stanów Zjednoczonych jest zagrożona, a wszystkie czynniki sprzyjające stabilności zanikają, niewielu wciąż ma złudzenia, że czeka nas lekka przyszłość. Podczas gdy liberalizm nadal ma swoich obrońców, nie tylko w ruchu robotniczym, nie są oni już tak pewni siebie i rzutcy, ale raczej stają się histeryczni i reaktywni, bo czują, że grunt usuwa się im spod nóg. Liberalizm stoi teraz w obliczu prawdziwych wyzwań, ze strony prawicowego i lewicowego populizmu, islamizmu i indyjskiego nacjonalizmu, aż po chiński stalinizm. Sami liberałowie spierają się w kwestii kryteriów poprawności politycznej oraz polityki tożsamości. Jednak gdy na horyzoncie zbierają się czarne chmury, a amerykański imperializm i jego sojusznicy starają się odzyskać inicjatywę, awangarda proletariatu pozostaje zdezorganizowana i zdezorientowana.
Walka o zerwanie z oportunizmem w ruchu robotniczym, rozpoczęta przez Lenina i kontynuowana przez Trockiego, musi być wznowiona, oraz dostosowana do wyzwań i dynamiki dzisiejszego świata. Ósma Międzynarodowa Konferencja MLK i niniejszy dokument postawiły sobie za cel zapewnienie podstaw dla tej walki, poprzez krytykę postradzieckiego okresu dominacji liberalizmu, oraz poprzez wyznaczenie podstawowych elementów analizy i programu dla dzisiejszej nowej ery, charakteryzującej się załamaniem hegemonii USA. Podczas, gdy klasa robotnicza na całym świecie stoi w obliczu katastrofy i konfliktów, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej pilna jest potrzeba zbudowania rewolucyjnej, międzynarodowej partii awangardowej, zdolnej poprowadzić klasę robotniczą do władzy.
I. POWSTANIE JEDNOBIEGUNOWEGO ŚWIATA
Stany Zjednoczone wyszły z II wojny światowej jako niekwestionowany lider kapitalistycznego świata. Ich krajowa gospodarka odpowiadała za 50 procent globalnego PKB. Posiadały one 80 procent światowych rezerw twardej waluty, miały najsilniejszą armię i były głównym wierzycielem na świecie. Wykorzystały one tę dominację do zmiany porządku międzynarodowego. System z Bretton Woods ustanowił dolara amerykańskiego jako globalną walutę rezerwową i stworzono szereg instytucji, aby utrwalić dominację USA i położyć podwaliny pod liberalny kapitalistyczny porządek świata (ONZ, MFW, Bank Światowy, NATO).
Pomimo przytłaczającej potęgi gospodarczej USA, ZSRR stanowił poważną przeciwwagę. Armia Czerwona była potężną siłą i kontrolowała wschodnią część Europy. Pomimo podejmowanych przez Stalina prób osiągnięcia trwałego porozumienia z amerykańskim imperializmem, żaden układ nie był możliwy. Samo istnienie i siła Związku Radzieckiego stanowiły wyzwanie dla dominacji amerykańskiego kapitalizmu. Na całym świecie walki antykolonialne były w pełnym rozkwicie, a siły antyimperialistyczne mogły spodziewać się od ZSRR wsparcia politycznego i wojskowego. Zwycięska Rewolucja Chińska z 1949 r. jeszcze bardziej zwiększyła znaczenie świata niekapitalistycznego, wywołując histerię i panikę w USA. Świat został skutecznie podzielony na dwie konkurujące ze sobą strefy wpływów, reprezentujące dwa rywalizujące systemy społeczne.
Gdy inne imperialistyczne potęgi odbudowywały się, Stany Zjednoczone zaangażowały się w szereg antykomunistycznych awantur militarnych. Pojawiły się w związku z tym pierwsze wyraźne oznaki nadmiernej ekspansji. Porażka USA w Wietnamie była punktem zwrotnym, otwierającym okres zawirowań gospodarczych i politycznych w kraju i za granicą. Na początku lat 70. istniały poważne powody, by sądzić, że tak zwane „amerykańskie stulecie” groziło przedwczesnym upadkiem. Jednak wszystkie sytuacje otwarcia dla rewolucyjnego potencjału późnych lat 60. i wczesnych 70. ‒ Francja (1968), Czechosłowacja (1968), Quebec (1972), Chile (1970‒73), Portugalia (1974‒75), Hiszpania (1975‒76) ‒ zakończyły się porażkami. Zapewniając te porażki, oportunistyczne przywództwo klasy robotniczej dało imperializmowi niezbędną przestrzeń do stabilizacji. Pod koniec lat 70. i na początku 80. imperializm ponowił ofensywę, wyznaczając początek neoliberalnej ery prywatyzacji i deregulacji rynkowej. W 1981 r. Reagan zadał druzgocący cios amerykańskiej klasie robotniczej, miażdżąc strajk kontrolerów ruchu lotniczego centrali związkowej PATCO. Potem nastąpiły kolejne porażki międzynarodowej klasy robotniczej, zwłaszcza brytyjskich górników w 1985 r. W tym okresie wywierano coraz większą presję na ZSRR, zimna wojna osiągnęła nowy poziom, a Stany Zjednoczone wykorzystały rozłam chińsko-radziecki, zawierając antyradziecki sojusz z Chinami.
Pod koniec lat 80. ZSRR i blok wschodni znajdowały się w głębokim kryzysie gospodarczym i politycznym. Odwrót Armii Radzieckiej z Afganistanu i kontrrewolucyjne zwycięstwo Solidarności w Polsce, jeszcze bardziej zdemoralizowały rządzącą w Moskwie biurokrację. Po tym, jak Moskwa zdradziła i wyprzedała NRD (Niemcy Wschodnie) i zgodziła się na zjednoczenie Niemiec, nie minęło wiele czasu, zanim zdradziła sam Związek Radziecki. Presja światowego imperializmu w połączeniu z demoralizacją klasy robotniczej, po dekadach stalinowskich zdrad, doprowadziła do ostatecznej likwidacji zdobyczy Rewolucji Październikowej. Do 1991 r. międzynarodowy stosunek sił klasowych zdecydowanie zmienił się na korzyść imperializmu kosztem klasy robotniczej oraz ludzi uciskanych na całym świecie.
II. REAKCYJNY CHARAKTER OKRESU POSTRADZIECKIEGO
Ultraimperializm made in USA
Wraz z upadkiem ZSRR porządek świata nie był już definiowany przez konflikt dwóch systemów społecznych, ale przez hegemonię Stanów Zjednoczonych. Nie istniał żaden pojedynczy kraj ani nawet grupa krajów, które mogłyby rywalizować z USA. Ich PKB był prawie dwukrotnie wyższy niż najbliższego rywala ‒ Japonii. Stany Zjednoczone kontrolowały przepływ globalnego kapitału. Pod względem militarnym żadne państwo nie mogło się nawet zbliżyć potęgą. Amerykański model liberalnej demokracji, do którego to każdy kraj miał się upodobnić, został ogłoszony szczytem postępu.
Pod wieloma względami porządek, który się wyłonił, przypominał „ultraimperializm”, system, w którym wielkie mocarstwa zgadzają się wspólnie plądrować świat. Nie było to spowodowane pokojową ewolucją kapitału finansowego, jak przewidywał Karol Kautsky, ale przewagą jednej potęgi, zbudowaną na gruzach europejskiego i japońskiego imperializmu po II wojnie światowej. Stany Zjednoczone odbudowały te imperia i zjednoczyły je w antykomunistycznym sojuszu zimnej wojny. Po zakończeniu zimnej wojny ten imperialistyczny zjednoczony front nie został rozwiązany, a na wiele sposobów wzmocniony. Na przykład, zjednoczenie Niemiec nie doprowadziło do wzrostu napięć w Europie, czego wielu się obawiało, ale odbyło się z błogosławieństwem USA i NATO.
Wyjątkową stabilność okresu postradzieckiego można wyjaśnić przytłaczającą przewagą USA nad rywalami w połączeniu z udostępnieniem kapitałowi finansowemu wielkich połaci wcześniej niewykorzystanych rynków. W 1989 r. jedna trzecia ludności świata żyła w krajach niekapitalistycznych. Fala kontrrewolucji, która się wtedy rozpoczęła, doprowadziła do całkowitego zniszczenia wielu państw robotniczych lub, jak w przypadku Chin, otwarcia się na imperialistyczny kapitał przy jednoczesnym zachowaniu podstaw gospodarki skolektywizowanej. Wydarzenia te przedłużyły życie imperializmu. Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, zamiast rozszarpywać się nawzajem w walce o udziały w rynku, współpracowały ze sobą, by przyłączyć Europę Wschodnią do strefy politycznej i gospodarczej kontroli Zachodu. Unia Europejska (UE) i NATO zostały równocześnie rozszerzone do samych granic Rosji. Analogiczna sytuacja miała miejsce w Azji: USA i Japonia współpracowały, by rozwijać i wykorzystywać liberalizację gospodarczą w Chinach i pozostałych krajach Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej.
Zjednoczony front głównych mocarstw prawie nie dał reszcie świata innego wyboru, jak tylko podporządkować się politycznemu i gospodarczemu dyktatowi USA. W szeregu krajów MFW i Bank Światowy dyktowały zasady zgodnie z interesami amerykańskiego kapitału finansowego. Ten „neoliberalizm” był już mocno zaawansowany w latach 80., lecz zniszczenie Związku Radzieckiego nadało mu nowy impet. Nieliczne kraje, które odmówiły lub zostały powstrzymane przed podążaniem ścieżką wytyczoną przez USA (Iran, Wenezuela, Korea Północna, Kuba, Irak, Afganistan) nie stanowiły znaczącego zagrożenia dla globalnego porządku.
Ten korzystny stosunek sił nie tylko stworzył okazje lukratywnych inwestycji dla imperialistów, ale także zmniejszył ryzyko związane z handlem zagranicznym. Kapitaliści mogli inwestować i handlować za granicą, wiedząc, że polityczna i militarna dominacja Stanów Zjednoczonych chroni ich przed poważnym konfliktem lub zbyt wrogim rządem. Czynniki te doprowadziły do znacznego wzrostu handlu międzynarodowego, masowego eksportu miejsc pracy, oraz eksplozji międzynarodowego obiegu kapitału, tj. globalizacji.
Marksistowska odpowiedź na globalizację
Orędownicy liberalnego imperializmu przypisują globalizacji znaczny wzrost poziomu życia w wielu częściach świata i ogólnie niższe ceny dóbr konsumpcyjnych. Nie można zaprzeczyć, że rozszerzenie globalnego podziału pracy w ciągu ostatnich 30 lat doprowadziło do rozwoju sił wytwórczych na świecie. Przykładowo: zużycie energii na mieszkańca w krajach o niskim i średnim dochodzie wzrosło ponad dwukrotnie, umiejętność czytania i pisania wzrosła do prawie 90 procent ludności świata, produkcja samochodów wzrosła ponad dwukrotnie, podobnie jak produkcja stali. Na pierwszy rzut oka te postępowe zmiany wydają się sprzeczne z marksistowską teorią imperializmu, która twierdzi, że kapitalizm osiągnął swój ostatni etap, w którym dominacja kapitału monopolistycznego prowadzi do pasożytnictwa i długotrwałego rozkładu. Jednakże bieg wydarzeń nie zaprzeczał analizie marksistowskiej, która sama może w pełni wyjaśnić, w jaki sposób liberalny porządek świata prowadzi nie do stopniowego postępu społecznego i gospodarczego, ale do katastrofy.
Po pierwsze, nie jest w żaden sposób konieczne przypisywanie postępowej roli kapitałowi finansowemu, aby wyjaśnić długotrwały wzrost sił wytwórczych. Warunki po upadku Związku Radzieckiego, zmniejszone zagrożenie militarne, osłabiony ruch robotniczy, zmniejszone ryzyko dla inwestycji zagranicznych, powszechna liberalizacja, umożliwiły imperializmowi na pewien czas spowolnienie jego naturalnej tendencji do upadku. W rzeczywistości sam Trocki przewidywał taką możliwość:
Dokładnie tak się stało. Po dramatycznej zmianie relacji sił klasowych kosztem proletariatu, kapitalizm zyskał przypływ energii. Było to tylko chwilowe wytchnienie w ogólnej skłonności imperializmu do rozkładu, którą to tendencję dziś obserwujemy.
Po drugie, dla obrońców kapitalizmu wyższość gospodarek wolnorynkowych nad planowymi jest dowiedziona poprzez porównywanie poziomów życia, jakie były w zdeformowanych państwach robotniczych Europy Wschodniej z dzisiejszymi poziomami (Polska jest wzorcowym przykładem). W rzeczywistości twierdzenie to można obalić, nawet pomijając fakt, że pod pewnymi względami warunki się pogorszyły (nierówności, społeczna pozycja kobiet, masowa emigracja itp.). Ortodoksyjni marksiści, tj. trockiści, zawsze twierdzili, że gospodarki planowe odizolowanych państw robotniczych, pomimo ich ogromnych zalet, nie mogą przeważyć nad gospodarkami zaawansowanych potęg kapitalistycznych ze względu na wyższą wydajność tych ostatnich i międzynarodowy podział pracy. Stalinowcy twierdzili, że Związek Radziecki samodzielnie (a później z sojusznikami) może wyprzedzić zaawansowane kraje kapitalistyczne poprzez „pokojowe współistnienie” z imperializmem. Ale to właśnie niemożność pokojowego współistnienia wyklucza taką możliwość.
Imperialistyczne potęgi przez cały czas wywierały maksymalną presję gospodarczą i militarną na ZSRR i inne kraje Układu Warszawskiego, których wyniki gospodarcze były hamowane przez tę ofensywę. Do tego dochodziła biurokratyczna niegospodarność, która z konieczności towarzyszyła próbom „budowania socjalizmu” w warunkach izolacji i ubóstwa. Trwały wzrost gospodarczy w kapitalistycznej Polsce wynika z jej pełnej integracji z globalnym handlem ‒ tymczasem zdewastowana powojenna gospodarka PRL nie miała takiej możliwości. Nie można rzetelnie porównywać poziomu życia w oblężonej twierdzy z poziomem tej nie oblężonej. Wyższość gospodarek planowych jest w pełni oczywista, gdy spojrzymy na niesamowity postęp osiągnięty pomimo wrogiego środowiska międzynarodowego, w którym się znalazły. Dotyczy to zarówno Polski, jak i Związku Radzieckiego, Kuby, Chin czy Wietnamu.
Po trzecie, obrońcy liberalnego porządku światowego argumentują, że skoro intensywność i liczba wojen zmniejszyła się od czasów II wojny światowej, a po upadku Związku Radzieckiego jeszcze bardziej spadła, to dowodzi to, że liberalizm i globalizacja stopniowo prowadzą do pokoju. Podczas gdy niektóre oparte na faktach aspekty tego twierdzenia mogą być kwestionowane, niezaprzeczalne jest, że żaden konflikt w ciągu ostatnich 75 lat nie upodobnił się do rzezi na skalę przemysłową, która miała miejsce podczas dwóch wojen światowych. Do dziś „utrzymanie pokoju w Europie” pozostaje głównym argumentem używanym do obrony UE. Prawda jest taka, że brak nowej wojny światowej jest jedynie efektem tymczasowego układu sił ‒ górowania USA nad rywalami. Jak wyjaśnił Lenin:
Przyjęcie, że okres postradziecki był okresem względnego pokoju, w żaden sposób nie usuwa faktu, że miały miejsce liczne wojny, które były bardzo brutalne. Amerykańska armia niemal nieustannie angażuje się w wojny o niskiej intensywności, aby wzmocnić swoją potęgę militarną i zapewnić sobie prawo do „pokojowego” podporządkowania milionów ludzi poprzez ekspansję kapitału finansowego. Dynamika ta nie prowadzi do pokoju na świecie, a jedynie przygotowuje nowe wojny o niewyobrażalnej brutalności, które prowadzić mają do ponownego podziału świata.
Po czwarte, wzrost sił wytwórczych nie nastąpił z powodu jakiegoś mitycznego wolnego handlu, ale pod jarzmem i zgodnie z interesami monopolistycznego kapitału kontrolowanego przez kilka wielkich mocarstw. Oznacza to, że jakikolwiek krótko- i średnioterminowy postęp miał miejsce w niektórych regionach świata, wiązał się on ze zwiększoną zależnością od kaprysów finansowych imperialistycznych mocarstw, głównie Stanów Zjednoczonych. Na przykład, można spojrzeć na różne wskaźniki społeczno-ekonomiczne i zaobserwować poprawę poziomu życia w Meksyku od lat 90. Odbyło się to jednak za cenę znacznie pogłębionego podporządkowania gospodarczego Stanom Zjednoczonym i spadku poziomu życia niektórych warstw ludności, w szczególności chłopstwa. Sytuacja ta oznacza, że w czasach wzrostu imperialiści czerpią ogromne zyski z krajów od siebie zależnych, a kiedy nadchodzi kryzys, mogą żądać wygórowanych ustępstw politycznych i gospodarczych, jeszcze bardziej pogłębiając ucisk narodowy. To wszystko pokazuje, że krótkoterminowy wzrost gospodarczy nie jest wart ceny zniewolenia przez imperializm.
Wreszcie, co najważniejsze, upadek Związku Radzieckiego nie zwiastował wyższego etapu postępu ludzkości, ale triumf amerykańskiego imperializmu, który jest niczym innym jak dominacją amerykańskich rentierów finansowych nad światem. To właśnie panowanie tej klasy ogranicza dalszy rozwój sił wytwórczych i prowadzi do obniżania jakości życia społecznego. Dotyczy to przede wszystkim samych Stanów Zjednoczonych. W pracy Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu Lenin wyjaśniał:
To doskonale opisuje charakter amerykańskiej gospodarki. Bezprecedensowy wzrost międzynarodowych interesów finansowych podkopał źródło globalnej potęgi Stanów Zjednoczonych ‒ ich niegdyś potężną bazę przemysłową. Przenoszenie produkcji do innych krajów, chroniczne niedoinwestowanie infrastruktury, astronomiczne ceny mieszkań, krwiopijcza branża prywatnej opieki zdrowotnej, zawyżone ceny i niska jakość edukacji ‒ to wszystko wynik coraz bardziej pasożytniczego charakteru amerykańskiego kapitalizmu. Nawet potęga militarna Stanów Zjednoczonych została osłabiona przez to podkopanie przemysłu.
Amerykańska klasa panująca stara się zrekompensować upadek gospodarczy kraju poprzez dzikie spekulacje, tanie kredyty i drukowanie pieniędzy. Jak zauważył Trocki: „Im biedniejsze staje się społeczeństwo, tym bogatsze się sobie wydaje w zwierciadle tego fikcyjnego kapitału” (Światowy kryzys gospodarczy i nowe zadania Międzynarodówki Komunistycznej, czerwiec 1921). Zwiastuje to katastrofę gospodarczą. Cała tkanka społeczna kraju gnije, a coraz więcej warstw klasy robotniczej i uciskanych popada w nędzę.
Ten wewnętrzny rozkład idzie w parze z malejącym znaczeniem gospodarczym na świecie. Podczas gdy w 1970 r. gospodarka Stanów Zjednoczonych stanowiła 36 procent światowego PKB, obecnie jest to mniej niż 24 procent. Za tym trendem podążają wszystkie kraje imperialistyczne. W 1970 r. pięć największych potęg (USA, Japonia, Niemcy, Francja, Wielka Brytania) stanowiło razem 60 procent światowego PKB, dziś liczba ta wynosi 40 procent. Z jednej strony, fenomenalny wzrost międzynarodowego eksportu kapitału doprowadził do rozkładu; z drugiej strony, jeszcze bardziej zintegrował wiele krajów z nowoczesnymi stosunkami kapitalistycznymi, tworząc gigantyczny proletariat w Azji Wschodniej i innych częściach świata.
To tak zwane kraje rozwijające się, a w szczególności Chiny, odnotowały wzrost swojej wagi w światowej gospodarce. Jednak pomimo owego postępu gospodarczego, kraje te pozostają podporządkowane międzynarodowemu kapitałowi finansowemu. Jeśli chodzi o potęgę finansową, Stany Zjednoczone pozostają niekwestionowane: dolar nadal króluje, USA kontrolują główne instytucje międzynarodowe, a 14 z 20 największych firm zarządzających aktywami to firmy amerykańskie, kontrolujące łączny kapitał w wysokości 45 bilionów dolarów, co stanowi równowartość około połowy światowego PKB (pozostałe sześć największych firm zarządzających aktywami to firmy szwajcarskie, francuskie, niemieckie lub brytyjskie; spośród 60 największych firm zarządzających aktywami żadna nie pochodzi z Chin, Korei Południowej ani z żadnego innego tzw. „kraju nowo uprzemysłowionego”). Rosnąca sprzeczność między hegemoniczną pozycją Stanów Zjednoczonych a ich zmniejszoną realną potęgą gospodarczą jest nie do utrzymania i jest główną przyczyną rosnącej niestabilności gospodarczej i politycznej na świecie.
Wzrost światowego handlu, industrializacja krajów neokolonialnych, rozwój Chin, wszystkie te czynniki podważają hegemonię USA. Aby utrzymać swoją pozycję, Stany Zjednoczone muszą odwrócić obecną dynamikę. Oznacza to zachwianie podstaw globalizacji poprzez konfrontację z Chinami, wywieranie nacisku na neokolonie, podnoszenie barier celnych i ograniczanie okruchów przekazywanych sojusznikom. Zasadniczo najbardziej ostatecznym argumentem przeciwko globalizacji jest to, że rozwój sił wytwórczych jest sprzeczny z interesami klasy, na której opiera się globalizacja, czyli amerykańskiej imperialistycznej burżuazji. Już samo to dowodzi, że próba utrzymania lub „naprawienia” liberalnego porządku światowego jest niczym innym jak reakcyjną fantazją.
Nie oznacza to, że podobnie jak w 1989 r., USA nie mogłyby odnieść sukcesu w podtrzymaniu swojej pozycji. Musiałoby się to jednak odbyć kosztem katastrofalnych porażek międzynarodowej klasy robotniczej i nie zrobiłoby nic dla powstrzymania nieuchronnego rozkładu imperializmu. Jedyną siłą, która może położyć kres imperialistycznej tyranii i wprowadzić prawdziwie wyższy etap rozwoju ludzkości, jest klasa robotnicza. Globalizacja obiektywnie wzmocniła rewolucyjny potencjał proletariatu, czyniąc go dziś potężniejszym, bardziej międzynarodowym i bardziej uciskanym narodowo niż kiedykolwiek wcześniej [tzn. ucisk narodowy proletariatu również zwiększa jego rewolucyjny potencjał ‒ przyp. tłum.]. Jak dotąd nie przełożyło się to jednak na wzrost siły politycznej. Pod tym względem okres postradziecki odrzucił ruch robotniczy bardzo daleko wstecz.
III. LIBERALIZM I ŚWIAT POSTRADZIECKI
Liberalny triumfalizm
Upadek Związku Radzieckiego doprowadził nie tylko do poważnych zmian w gospodarczym, politycznym i militarnym stosunku sił międzynarodowych, ale także do poważnych zmian ideologicznych. Podczas zimnej wojny klasy panujące Zachodu przedstawiały się jako obrońcy demokracji i praw jednostki przed tyranią „totalitarnego komunizmu”. W gruncie rzeczy było to ideologiczne uzasadnienie wrogości wobec zdeformowanych państw robotniczych i walk antykolonialnych. Wraz z upadkiem bloku radzieckiego ogłoszono, że komunizm umarł, a liberalny triumfalizm stał się dominującą ideologią, odzwierciedlającą zmianę priorytetów imperialistów, z konfrontacji z „komunizmem” na penetrację nowo otwartych rynków w Europie Wschodniej i Azji.
Książka Francisa Fukuyamy Koniec historii i ostatni człowiek (1992) stanowi typowy przykład pychy i triumfalizmu [burżuazji] wczesnego okresu postradzieckiego. Liberalny kapitalizm został ogłoszony szczytem ludzkiej cywilizacji, przeznaczonym do rozprzestrzenienia się na cały świat. Oczywiście u podstaw tego mitycznego poglądu leżało bardzo realne rozszerzenie imperialistycznego kapitału na cały świat. Liberalny triumfalizm był ideologicznym uzasadnieniem tego procesu. Stany Zjednoczone i ich sojusznicy panowali nad światem w imię postępu gospodarczego i społecznego, zmodernizowanej wersji „brzemienia białego człowieka”.
To właśnie pod tą ideologiczną przykrywką Stany Zjednoczone prowadziły interwencje wojskowe w okresie postradzieckim. Pierwsza wojna w Zatoce Perskiej i interwencja w Serbii miały „ochraniać małe narody”. Interwencja w Somalii miała „ratować umierających z głodu”. Ideologia ta została zapisana przez ONZ jako „odpowiedzialność za ochronę” (ang. R2P). Jak wskazuje nazwa doktryny, głosiła ona, że wielkie mocarstwa mają obowiązek interweniować militarnie w celu ochrony uciskanych ludzi na świecie. Po części dlatego, że wojna Busha Juniora w Iraku nie pasowała idealnie do tej kategorii, spotkała się z tak dużym sprzeciwem. To powiedziawszy, zasadniczo nie różniła się ona od innych amerykańskich interwencji w tym okresie. Ich celem było przede wszystkim zapewnienie hegemonii USA nad światem, a nie zapewnienie długoterminowych korzyści gospodarczych lub strategicznych. Sojusznicy USA, którzy sprzeciwiali się interwencjom takim jak w Iraku, robili to, ponieważ uważali za nieopłacalne inwestowanie znacznych środków po to, by po raz kolejny pokazać, że Stany Zjednoczone mogą zmiażdżyć mały kraj. Lepiej czerpać korzyści z amerykańskiego porządku bez ponoszenia kosztów.
Znacznie ważniejsza od konfliktów zbrojnych tego okresu była ekonomiczna penetracja każdego zakątka ziemi przez imperialistyczny kapitał finansowy. Procesowi globalizacji towarzyszył i pomagał cały szereg zasad ideologicznych. Jednomyślnie w większości krajów zachodnich przyjął się pewien rodzaj „imperialistycznego internacjonalizmu”. Utarło się, że państwo narodowe należy do przeszłości, a wolny handel, otwarte rynki kapitałowe i wysoki poziom imigracji były postrzegane jako droga ku postępowi i pokojowi na świecie. Po raz kolejny te zasady moralne odzwierciedlały konkretne interesy klasy panującej, która posługiwała się nimi do deptania praw narodowych uciskanych krajów, deindustrializacji Zachodu, importu taniej siły roboczej i otwierania rynków dla imperialistycznego kapitału i towarów.
Ruch robotniczy w okresie postradzieckim
W okresie po II wojnie światowej na czele klasy robotniczej nigdzie nie stała świadoma awangarda rewolucyjna. Miała ona jednak za sobą szereg znaczących zdobyczy: Związek Radziecki, nowe powojenne państwa robotnicze (do których później dołączyły Chiny, Kuba, Wietnam i Laos) oraz potężny ruch robotniczy w świecie kapitalistycznym. Ten ostatni obejmował silne związki zawodowe i masowe partie robotnicze. Jednak w każdym z tych przypadków oportunistyczne, biurokratyczne przywództwo stale osłabiało i podkopywało te bastiony potęgi klasy robotniczej. Kiedy w latach 80. związki zawodowe w USA i Wielkiej Brytanii znalazły się pod skoordynowanym i zaciekłym atakiem, ich przywódcy okazali się niezdolni do odparcia tej ofensywy, pomimo heroicznych poświęceń ze strony robotników. W Europie Wschodniej radziecka biurokracja oddawała jeden przyczółek po drugim bez walki, aż w końcu zlikwidowała się sama. W sumie te porażki zrujnowały całą powojenną pozycję międzynarodowego proletariatu.
Klęski te zostały wykorzystane przez kapitalistów, którzy mając przewagę, wydzierali coraz więcej zdobyczy osłabionemu i zdezorientowanemu ruchowi robotniczemu. Niemal na całym świecie członkostwo w związkach zawodowych zmniejszyło się, znacjonalizowane gałęzie przemysłu i przedsiębiorstwa użyteczności publicznej zostały sprywatyzowane, partie robotnicze, takie jak niegdyś potężna Włoska Partia Komunistyczna, zostały po prostu zlikwidowane, a na Zachodzie zamykano coraz więcej zakładów przemysłowych. Te rzeczywiste ciosy zadane klasie robotniczej spowodowały demoralizację i zwrot na prawo w ruchu robotniczym.
W krajach imperialistycznych większość przywódców socjaldemokratycznych, stalinowskich resztek i liderów związków zawodowych otwarcie przyjęła ideologię liberalnego triumfalizmu. Reformizm i związkowość starej szkoły zostały uznane za zbyt radykalne dla nowej ery. Mówiono, że walka klas się skończyła, związki zawodowe musiały stać się godne szacunku (tj. bezsilne), a socjalizm był postrzegany w najlepszym razie jako utopia. W ruchu robotniczym istniał sprzeciw wobec prywatyzacji i wolnego handlu, ale był on minimalny i podważany przez przekonanie, że są one nieuniknione. Ten zwrot na prawo najlepiej odzwierciedlała koncepcja „Nowej Partii Pracy” Tony’ego Blaira. Dążył on do przekształcenia brytyjskiej Partii Pracy z partii klasy robotniczej opartej na związkach zawodowych w partię podobną do amerykańskiej Partii Demokratycznej. W rządzie forsował radykalne neoliberalne reformy pokryte lakierem modernizmu i postępowych wartości społecznych. Pod przywództwem takich nowych „liderów robotniczych”, którzy odrzucali samo istnienie ruchu robotniczego i wszystkie zasady, na których został on zbudowany, w Wielkiej Brytanii i innych krajach tradycyjne organizacje zostały jeszcze bardziej osłabione i i wydrążone. Skutek dominacji liberalizmu w związkach zawodowych i partiach robotniczych w zasadzie jest taki, że ruch robotniczy sam zburzył filary, na których się opierał, doprowadzając się do dzisiejszego stanu wycieńczenia.
Kraje uciskane przez imperializm
Na Zachodzie i w Japonii waga klasy robotniczej została obniżona przez przenoszenie przemysłu do innych krajów. Mimo że w wielu krajach uciskanych przez imperializm przemysł rozkwitał, proletariat wciąż dostrzegał znaczną degradację swojej pozycji politycznej w okresie postradzieckim. Jak wyjaśnić tę słabość w obliczu obiektywnego wzmocnienia klasy robotniczej? Biorąc pod uwagę duże różnice między krajami, można ustalić ogólny trend. Kontekst międzynarodowy w latach 80. i 90. doprowadził do tego, że imperializm zacieśnił swoją kontrolę nad krajami „rozwijającymi się” i „wschodzącymi”. To z kolei sprzyjało wzmocnieniu liberalizmu kosztem nacjonalizmu trzecioświatowego i ofensywnej polityki klasowej robotników. Podczas gdy liberalizm w kwestiach społecznych, takich jak seksualność, rasa i religia, nie poczynił większych postępów, liberalizm gospodarczy (neoliberalizm) i do pewnego stopnia liberalizm polityczny (formalna demokracja) stały się dominujące.
Na poziomie politycznym międzynarodowa zbieżność w kierunku liberalnej demokracji była częściowo wynikiem polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, które coraz częściej postrzegały demokratyczne reformy jako optymalny sposób na powstrzymanie wstrząsów społecznych. Jednak osłabienie ruchu robotniczego na arenie międzynarodowej miało również ogromny wpływ na wewnętrzne reżimy krajów neokolonialnych. Elity były bardziej pewne swojej pozycji, co pozwalało im na ustępstwa, podczas gdy uciskani byli słabszą stroną, co zwiększało presję na rezygnację z radykalnych zmian. Zmniejszyło to ostrość wewnętrznych sprzeczności, pozwalając krajom takim jak Korea Południowa, Tajwan, Brazylia i RPA zastąpić quasi-totalitarne dyktatury formą burżuazyjnej demokracji. W przypadku reżimów, które bardziej polegały na współpracy klasowej niż represjach, zmieniający się kontekst zmniejszył potrzebę ustępstw wobec ruchu robotniczego. Na przykład w Meksyku stare korporacjonistyczne rządy jednopartyjne, które trwały 70 lat, zostały stopniowo zdemontowane, co jednocześnie odebrało związkom zawodowym znaczną część wpływów.
Na poziomie gospodarczym istnienie Związku Radzieckiego umożliwiało krajom neokolonialnym balansowanie między dwoma supermocarstwami. Wiele reżimów znacjonalizowało ważne sektory swoich gospodarek i miało pewną kontrolę nad przepływem kapitału w swoich krajach. Modele te były nieefektywne i skorumpowane, ale umożliwiały pewną niezależność od Stanów Zjednoczonych i innych imperialistów. Upadek Związku Radzieckiego wbił ostatni gwóźdź do trumny takich modeli. Kraje neokolonialne nie miały innego wyboru, jak tylko w pełni dostosować się do ekonomicznego dyktatu imperialistów i odrzucić swoje stare korporacjonistyczne i etatystyczne struktury.
Ruch robotniczy w krajach neokolonialnych również skapitulował wobec zwiększonej presji liberalizmu, choć w inny sposób niż na Zachodzie. W niektórych przypadkach, takich jak Brazylia i RPA, represjonowane wcześniej partie robotnicze, Partido dos Trabalhadores (Partia Robotnicza, PT) i Południowoafrykańska Partia Komunistyczna, stały się wykonawcami polityki nowych neoliberalnych, „demokratycznych” reżimów. W Meksyku opór klasy robotniczej wobec neoliberalizmu związał się z Partido de la Revolución Democrática (Partia Rewolucyjno-Demokratyczna, PRD), lewicowo-populistycznym odłamem partii rządzącej. Sama PRD nie sprzeciwiała się większej penetracji Meksyku przez kapitał amerykański, a jedynie dążyła do lepszych warunków w sytuacji brutalnego wyzysku Meksyku. W wielu krajach ruch robotniczy mieszał się ze środowiskami liberalnych organizacji pozarządowych, popierając „prawa człowieka” i „milenijne cele rozwoju”, a nie walkę klasową. W ten sposób mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której klasa robotnicza w wielu krajach rosła w siłę ekonomiczną, ale była politycznie sparaliżowana przez przywódców, którzy kapitulowali przed silnymi krajowymi i międzynarodowymi nurtami dążącymi do liberalizmu i integracji ze światowym imperializmem.
Neoliberalizm o chińskiej specyfice
Po fali kontrrewolucji, która przetoczyła się od Niemiec Wschodnich po ZSRR, perspektywy dla Komunistycznej Partii Chin wydawały się ponure. Krwawe stłumienie powstania na placu Tiananmen w 1989 r. izolowało reżim na arenie światowej. Dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników było tylko kwestią czasu, zanim Chiny podążą śladem Związku Radzieckiego i zintegrują się z rosnącą liberalną demokracją. Nie była to jednak droga, którą poszła KPCh. Lekcja, jaką wyciągnęła z Tiananmen i kontrrewolucji w bloku wschodnim, była taka, że aby pozostać u władzy, KPCh musi połączyć wysoki wzrost gospodarczy ze ścisłą kontrolą polityczną. Aby to osiągnąć, podwoiła wysiłki na drodze „reform i otwarcia”, zapoczątkowanej przez Deng Xiaopinga pod koniec lat 70., która polegała na liberalizacji rynku w rolnictwie i przemyśle, na prywatyzacji i przyciąganiu kapitału zagranicznego. Obecnie władza partii komunistycznej wydaje się mocniej ugruntowana niż kiedykolwiek. Dla KPCh i jej orędowników, Chiny są prowadzone zgodnie z nurtem historii przez oświeconą politykę swoich przywódców. Ale jak pokażą zmienne prądy walki klasowej, ten pozorny sukces ma więcej wspólnego ze stagnacją okresu postradzieckiego niż ze zdolnościami kierowniczymi KPCh.
Ponieważ zagrożenie „globalnym komunizmem” pozornie zniknęło, a Deng Xiaoping ponownie zobowiązał partię do przyjęcia zagranicznego kapitału podczas swojej „podróży na południe” w 1992 r., imperialistyczne inwestycje zalały Chiny. Specjalne Strefy Ekonomiczne oferowały deregulacje rynkowe, godne najlepszych neoliberalnych praktyk wolnorynkowych i ogromną pulę taniej siły roboczej, której uległość gwarantowała KPCh, podczas gdy kierowana przez państwo gospodarka gromadziła ogromne zasoby na budowę infrastruktury i fabryk. To połączenie przyniosło ogromne zyski monopolom kapitalistycznym, ale także niezrównany postęp gospodarczy i społeczny w Chinach. W ciągu trzech lat po 2008 r. Chiny zużyły więcej cementu niż Stany Zjednoczone przez cały XX wiek. Od 1978 r. wzrost PKB wynosił średnio 9 procent rocznie, a 800 milionów ludzi wyciągnięto z ubóstwa. Integracja Chin ze światową gospodarką umożliwiła ogromny skok wydajności, otworzyła gigantyczny nowy rynek i posłużyła jako siła napędowa wzrostu gospodarczego i światowego handlu. Wzrost znaczenia Chin jest zarówno największym sukcesem postradzieckiego porządku, jak i jego największym zagrożeniem.
Dla socjaldemokratów i liberalnych moralistów, handlowa i represyjna polityka KPCh jest dowodem na to, że Chiny są teraz kapitalistyczne, a nawet imperialistyczne. Ale w przeciwieństwie do tego, co stało się w ZSRR i Europie Wschodniej, stalinowski reżim w Chinach nigdy nie zrezygnował z kontroli nad gospodarką i państwem. Główne dźwignie gospodarcze pozostają uspołecznione. Pod wieloma względami reżim gospodarczy w Chinach przypomina obecnie ekstremalną wersję tego, co Lenin opisał jako „kapitalizm państwowy”: otwarcie niektórych obszarów gospodarczych na kapitalistyczny wyzysk pod dyktaturą proletariatu.
Aby dokonać marksistowskiej oceny polityki Deng Xiaopinga i jego następców, nie można po prostu z zasady odrzucać reform rynkowych lub jakiegokolwiek kompromisu z kapitalizmem. Należy przyjrzeć się warunkom i celom porozumień oraz temu, czy wzmocniły one ogólną pozycję klasy robotniczej. Na III Kongresie Kominternu Lenin w następujący sposób nakreślił swoje podejście do zagranicznych koncesji w radzieckim państwie robotniczym:
Lenin starał się przyciągnąć zagraniczny kapitał do Rosji jako sposób na wspieranie rozwoju gospodarczego i zyskanie czasu, aż rewolucja będzie mogła rozszerzyć się i stać się międzynarodową. Kompromisy, na które był gotów pójść, nie zawierały najmniejszej wskazówki, że walka z kapitalizmem miała zostać odsunięta na bok. Wręcz przeciwnie, podkreślał:
W przeciwieństwie do tego, Deng Xiaoping ogłosił, że „nie ma fundamentalnej sprzeczności między socjalizmem a gospodarką rynkową” (1985). Dengowi i jego następcom nigdy nie chodziło o zyskanie czasu na światową rewolucję, ale o realizację mrzonki o rozwoju Chin w zasadniczej harmonii ze światem kapitalistycznym.
Podczas gdy ostatnie 30 lat przyniosło zdumiewające wyniki, patrząc na surowe dane ekonomiczne, obraz jest zupełnie inny, gdy ocenia się siłę chińskiego państwa robotniczego na podstawie klasowej. Rozwój Chin został zbudowany na fundamencie z piasku: „pokojowym współistnieniu” ze światowym imperializmem. Istnieje fundamentalna sprzeczność we wzroście Chin: im silniejsze się stają, tym bardziej podważają warunek, który umożliwił ich wzrost ‒ globalizację gospodarczą pod hegemonią USA. Zamiast jednak mobilizować międzynarodową klasę robotniczą do nieuniknionej walki z amerykańskim imperializmem, KPCh przez dziesięciolecia budowała wiarę we „współzależność gospodarczą”, „multilateralizm” i „współpracę korzystną dla wszystkich” jako sposoby na uniknięcie konfliktu. Takie pacyfistyczne złudzenia osłabiły Chińską Republikę Ludową (ChRL) poprzez rozbrojenie klasy robotniczej, jedynej siły, która może zdecydowanie pokonać imperializm.
Pozycję ChRL dodatkowo osłabia potężna klasa rodzimych kapitalistów, która pojawiła się Chinach kontynentalnych i jest bezpośrednio zainteresowana zniszczeniem państwa robotniczego. Daleka od uznania śmiertelnego zagrożenia dla systemu społecznego z jej strony, KPCh otwarcie zachęca do wzrostu tej klasy, przeceniając jej wkład w budowanie „socjalizmu o chińskiej specyfice”. Nie trzeba być znawcą Marksa, by zrozumieć, że klasa, której władza opiera się na wyzysku klasy robotniczej, jest śmiertelnym wrogiem dyktatury proletariatu, reżimu opartego na robotniczej władzy państwowej.
Dla Lenina jedyną zasadą związaną z ustanowieniem zagranicznych koncesji kapitalistycznych było zachowanie władzy proletariatu i poprawa jego warunków bytowych, nawet jeśli oznaczało to „150-procentowe zyski” dla kapitalistów. Całą swoją strategię opierał na rewolucyjnym potencjale proletariatu, zarówno w Rosji, jak i za granicą. Biurokracja KPCh nie ma nic wspólnego z tą perspektywą, boi się rewolucji jak zarazy i ponad wszystko zabiega o stabilność polityczną, aby utrzymać swoje biurokratyczne przywileje. Daleka od budowania „wspólnego dobrobytu”, polityka KPCh dąży do stłumienia aspiracji klasy robotniczej i utrzymania jak najgorszych warunków pracy, aby konkurować z robotnikami za granicą i zabezpieczyć inwestycje kapitałowe. Ci, którzy na tym korzystają, to nie „ciężko pracujący ludzie”, ale klika biurokratów i kapitalistów. Prawda jest taka, że KPCh współpracuje z kapitalistami w kraju i za granicą przeciwko robotnikom w Chinach i na arenie międzynarodowej. Ta zdrada dokonywana w imię „socjalizmu” szkodzi ChRL w oczach międzynarodowej klasy robotniczej i podważa obronę Rewolucji z 1949 roku.
IV. ZWALCZANIE LIBERALIZMU LIBERALIZMEM
Silny konsensus polityczny na Zachodzie po 1991 r. nie oznaczał, że nie było głosów wyłamujących się z lewej i prawej strony. Ogólnie rzecz biorąc, głosy te nie podważały jednak podstawowych założeń ideologicznych liberalnego porządku światowego, a tym bardziej jego materialnych podstaw ‒ dominacji amerykańskiego kapitału finansowego. Różne ruchy, które pojawiły się na lewicy, krytykowały status quo w oparciu o liberalną moralność, tj. w ramach zasadniczych ideologicznych podstaw owego status quo. Niezależnie od tego, czy występowały one przeciwko wolnemu handlowi, wojnie, rasizmowi czy „zaciskaniu pasa”, wszystkie ruchy lewicowe opierały się na ograniczaniu ekscesów imperializmu, utrzymując cały system w stanie nienaruszonym, ograniczając jego najbardziej brutalne aspekty. Jak wyjaśnił Lenin na temat takiej krytyki imperializmu w jego czasach, była ona niczym innym jak „niewinnym życzeniem”, ponieważ odrzucała „nierozerwalny związek imperializmu z trustami, a zatem z podstawami kapitalizmu” (Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu). Tak więc różne ruchy lewicowe w okresie postradzieckim potępiały, składały petycje, demonstrowały, śpiewały i jadły tofu, ale całkowicie zawiodły w budowaniu prawdziwej opozycji wobec liberalnego imperializmu.
Ruch antyglobalizacyjny
Ruch antyglobalizacyjny rozwinął się w pełni podczas protestów wobec konferencji Światowej Organizacji Handlu (WTO) w Seattle w 1999 r. Po wielu podobnych protestach na całym świecie, ostatecznie narodziło się Światowe Forum Społeczne. Sam ruch był eklektyczną mieszanką związków zawodowych, ruchów ekologów, organizacji pozarządowych, grup etnicznych, anarchistów i socjalistów. Ta mieszanka nie miała spójności ani wspólnego celu; była to koalicja przegranych na globalizacji, którzy starali się powstrzymać obracające się koła kapitalizmu, oraz lewego skrzydła liberalizmu, które starało się uczynić jego cykle mniej brutalnymi.
W związkach zawodowych sprzeciw wobec globalizacji był napędzany przez opór klasy robotniczej wobec utraty miejsc pracy w wyniku przenoszenia przemysłu do innych krajów. Ten uzasadniony gniew klasy robotniczej, odpowiednio ukierunkowany, mógł zmienić stosunek sił klasowych na arenie międzynarodowej i powstrzymać ofensywę kapitału finansowego. Wymagałoby to silnych walk obronnych, bezpośrednio godzących w interesy kapitału monopolistycznego: okupacji fabryk, strajków, kampanii na rzecz uzwiązkowienia. Przywódcy związków zawodowych zrobili jednak coś przeciwnego.
W Stanach Zjednoczonych przywódcy związkowi sprzeciwiali się przenoszeniu przemysłu do innych krajów i układowi o ustanowieniu Północnoamerykańskiej Strefy Wolnego Handlu (NAFTA), jednak aktywnie świętowali dominację amerykańskiego kapitalizmu nad światem, którą sami pomogli osiągnąć poprzez zaangażowanie w „zwalczanie komunizmu”. Związki zawodowe nie mogły organizować walki w obronie miejsc pracy, jednocześnie wspierając czynnik prowadzący do przenoszenia przemysłu do innych krajów ‒ imperialistyczną dominację USA. Wspierały ją zaś w protekcjonistycznych kampaniach antymeksykańskich i antychińskich, aż po poparcie Billa Clintona w wyborach prezydenckich. W Europie nawet formalny sprzeciw wobec wolnego handlu był znacznie słabszy, a wiele związków zawodowych aktywnie prowadziło kampanie na rzecz traktatu z Maastricht i UE. Te, które tego nie zrobiły, odmówiły walki z klasą panującą, która stała za liberalizacją gospodarczą, podobnie jak ich amerykańskie odpowiedniki, szukając zamiast tego bloku między pracą a kapitałem na szczeblu krajowym przeciwko „obcym interesom”. W obu przypadkach rezultatem było całkowite załamanie się klasy robotniczej, masowa utrata miejsc pracy i upadek całych regionów.
Kolejna strona ruchu antyglobalizacyjnego składała się z różnych organizacji pozarządowych, anarchistów, ekologów i grup socjalistycznych. Jak większość z tych grup sama podkreślała, nie były one przeciwne globalizacji, ale dążyły do „bardziej sprawiedliwej”, „demokratycznej” i „przyjaznej dla środowiska” globalizacji. Jak wyjaśniono wcześniej, globalizacja nie może być sprawiedliwa pod jarzmem imperializmu, a neoliberalną ofensywę można powstrzymać jedynie poprzez wzmocnienie pozycji międzynarodowej klasy robotniczej. Ruch antyglobalizacyjny nie mógł nic zrobić, aby temu sprzyjać, ponieważ przyjął ten sam liberalizm jako jedynie słuszny, a którego skutki rzekomo zwalczał. Ruch ten twierdził, że walka klasowa się skończyła, a państwa narodowe zostały wyparte przez międzynarodowe korporacje... więc oczywiście nie organizował walki klasowej przeciwko imperialistycznym państwom wspierającym globalizację.
Ponieważ ruch ten postrzegał globalizację jako zasadniczo nieuniknioną i postrzegał klasę robotniczą jako w najlepszym razie nieistotną, nie zrobił nic, by przeciwstawić się utracie milionów miejsc pracy. Lewica potępiała protekcjonistyczny szowinizm głoszony przez niektórych biurokratów związkowych i reakcyjnych polityków, ale robiła to bez przedstawienia programu obrony miejsc pracy i warunków pracy. Oznaczało to bycie lewicowym echem Bushów i Clintonów, którzy również potępiali protekcjonizm i natywizm, z korzyścią dla zagranicznej ekspansji USA. Podstawową prawdą odrzucaną przez ruch antyglobalizacyjny jest to, że prawdziwa obrona miejsc pracy klasy robotniczej w USA i Europie nie byłaby sprzeczna z interesami robotników Trzeciego Świata, ale wzmocniłaby ich pozycję poprzez zahamowanie wzmożonej imperialistycznej grabieży. Aby być internacjonalistyczna, klasa robotnicza nie może stać się „liberalna” i „oświecona”; musi zjednoczyć się w celu obalenia imperializmu. Każda walka z imperialistyczną burżuazją obiektywnie zjednoczy międzynarodową klasę robotniczą i oderwie ją od swych nacjonalistycznych przywództw.
Podczas gdy ruchowi antyglobalistycznemu udało się wywołać parę rozruchów, nie stanowiły one zagrożenia dla liberalnego imperializmu. Sparaliżowany fundamentalną lojalnością wobec status quo, ruch ten był ostatecznie jedynie marginalnym wydarzeniem w miażdżącej ofensywie kapitału finansowego w latach 90. i na początku XXI w. W końcu po stronie praktycznie całego ruchu robotniczego jak i lewicy porzucono nawet formalny sprzeciw wobec układu NAFTA i UE. To właśnie impotencja sił sprzeciwiających się globalizacji popchnęła miliony robotników na Zachodzie w stronę demagogów takich jak Trump, Le Pen we Francji czy Meloni we Włoszech.
Lewica antysystemowa w USA i Europie po 2008 r.
Bańka kredytowa z 2007 r. wyznaczyła szczytowe wzniesienie się liberalnego porządku światowego. Późniejszy kryzys gospodarczy stanowił ważny punkt zwrotny, ponieważ dynamika przyczyniająca się do stabilności i wzrostu gospodarczego, zwiększony handel światowy, wzrost wydajności, konsensus polityczny i geopolityczny, załamała się i odwróciła. Kryzys i jego następstwa nie zakończyły ery postradzieckiej, ale przyspieszyły podważające ją trendy. W dużej części świata zachodniego, miliony zwolnień i eksmisji, po których nastąpiła fala polityki zaciskania pasa, wywołały głębokie niezadowolenie polityczne. Po raz pierwszy od lat 90. pojawiły się duże ruchy polityczne, które zaatakowały kluczowe filary postradzieckiego konsensusu. Na prawicy protekcjonizm, sprzeciw wobec „multilateralizmu” i otwarty szowinizm stały się głównym nurtem. Na lewicy był to sprzeciw wobec polityki zaciskania pasa, wezwania do nacjonalizacji, a w niektórych kręgach sprzeciw wobec NATO. Charakterystyka tych ruchów jest bardzo zróżnicowana, ale wniosek narzuca się sam: podczas gdy populistyczna prawica ożywia się dziś po pewnym spadku w 2020 r., kontestatorskie ruchy lewicy w większości upadły. Co wyjaśnia tę porażkę?
Lewica antysystemowa została wypchnięta na pierwszy plan przez dziesięciolecia neoliberalnych ataków, które nasiliły się po 2008 r., a w przypadku USA i Wielkiej Brytanii przez sprzeciw wobec interwencji wojskowych w Afganistanie i Iraku. Choć ruchy te były reakcją na status quo, nie zerwały z nim w sposób zdecydowany. Na swój sposób każdy z nich był powiązany z imperialistyczną burżuazją odpowiedzialną za pogarszające się warunki społeczne. Nośnikami tego trendu byli Corbyn w Wielkiej Brytanii, Sanders w USA, partie Syriza w Grecji i Podemos w Hiszpanii. W przeciwieństwie do nich, Mélenchon we Francji nie poniósł jeszcze widocznej porażki. Niemniej jednak, jego ruch zawiera wszystkie składniki, które doprowadziły do upadku jego zagraniczne odpowiedniki.
Sanders jest przedstawicielem Partii Demokratycznej, jednej z dwóch partii amerykańskiego imperializmu. Jego przemówienia o „rewolucji politycznej” przeciwko „klasie miliarderów” nic nie znaczą, zważywszy jego lojalność wobec partii reprezentującej miliarderów. Co więcej, główna reforma obiecana przez Sandersa jako liberalnego, reformatorskiego polityka, ‒ „Medicare dla wszystkich” ‒ była zawsze podporządkowana jedności z „postępowymi” kapitalistami, tj. Demokratami, przeciwko bardziej reakcyjnym Republikanom. W imię „zwalczania prawicy” Sanders zdradził zasady, na których rzekomo się opierał. Im bardziej Sanders deptał aspiracje ruchu, który reprezentował, tym bardziej zyskiwał w establishmencie Partii Demokratycznej. Ci, którzy dziś chcą odtworzyć ten ruch poza Partią Demokratyczną i bez Sandersa, nie rozumieją, że to sam program liberalnego reformizmu prowadzi do kapitulacji wobec klasy panującej. Każdy program mający na celu pogodzenie interesów klasy robotniczej z utrzymaniem amerykańskiego kapitalizmu będzie z konieczności szukał oparcia w jednym z dwóch skrzydeł amerykańskiego kapitalizmu. Aby przerwać reakcyjny cykl amerykańskiej polityki i naprawdę rozwijać swoje interesy, klasa robotnicza potrzebuje własnej partii zbudowanej w całkowitej opozycji zarówno do liberałów, jak i konserwatystów.
Ruch Corbyna był podobny do ruchu skupionego wokół Sandersa, ale różnił się pod dwoma ważnymi względami. Po pierwsze, Partia Pracy, w przeciwieństwie do Partii Demokratycznej, jest burżuazyjną partią robotniczą. Jej baza wśród klasy robotniczej częściowo wyjaśnia, dlaczego Corbyn mógł zdobyć przywództwo Partii Pracy, podczas gdy Sanders został powstrzymany przez kierownictwo Partii Demokratycznej. Drugą istotną różnicą jest to, że Corbyn przekroczył czerwone linie w kwestiach polityki zagranicznej. Jego sprzeciw wobec NATO i UE, krytyka wspieranego przez NATO przewrotu na Ukrainie w 2014 r., poparcie dla Palestyńczyków i sprzeciw wobec broni nuklearnej były całkowicie nie do przyjęcia dla klasy panującej.
W obliczu wściekłej wrogości brytyjskiego establishmentu i trwającej rebelii przeciwko niemu w jego własnej partii, alternatywą dla Corbyna była bezpośrednia konfrontacja z klasą panującą lub kapitulacja. Ale program pacyfizmu i laburzystowskiego reformizmu Corbyna ma na celu złagodzenie wojny klasowej, a nie jej wygranie. Tak więc na każdym kroku Corbyn starał się ugłaskiwać klasę panującą i prawe skrzydło swojej partii, zamiast mobilizować przeciwko niej klasę robotniczą i młodzież. Corbyn skapitulował w sprawie odnowienia programu uzbrojenia nuklearnego dla łodzi podwodnych Trident, niepodległości Szkocji, kwestii izraelsko-palestyńskiej, NATO, a najbardziej zdecydowanie w sprawie brexitu. Przykład Corbyna, nawet bardziej niż Sandersa, jest klasycznym przykładem całkowitej impotencji reformizmu w prowadzeniu walki klasowej.
Przypadek Syrizy różni się tym, że doszła ona do władzy w Grecji w wyniku masowego sprzeciwu wobec narzuconej przez UE polityki zaciskania pasa. Szybkości dojścia tej partii do władzy dorównywała jedynie głębokość jej zdrady. Po zorganizowaniu referendum w 2015 r., w którym zdecydowana większość odrzuciła unijny pakiet zaciskania pasa, Syriza rażąco podeptała jego wynik, przystając na imperialistyczne żądania jeszcze ostrzejszych ataków na greckich ludzi pracy. Przyczyna tej zdrady leży w klasowym charakterze i programie Syrizy. Jedyną siłą zdolną przeciwstawić się imperializmowi w Grecji jest zorganizowana klasa robotnicza. Syriza jednak nie jest partią klasy robotniczej. Twierdziła, że może służyć zarówno greckim kapitalistom, jak i robotnikom oraz uciskanym w Grecji... a wszystko to przy jednoczesnym utrzymaniu kraju w UE. Ten mit prysnął przy pierwszym kontakcie z rzeczywistością. Podczas gdy większość lewicy kibicowała Syrizie aż do jej zdrady, partia komunistyczna stała z boku, zaprzeczając nawet, że Grecja jest uciskana przez imperializm. Konsekwencje obu polityk spadły na Greków. Ta klęska pokazuje, jak pilnie potrzebna jest w Grecji partia, która połączy walkę o wyzwolenie narodowe z potrzebą niezależności klasowej i władzy robotniczej.
Gdy świat wkracza w okres ostrego kryzysu, ruch robotniczy na Zachodzie jest politycznie zdezorganizowany i zdemoralizowany, zdradzony przez siły, w których pokładał ufność. Choć bez wątpienia doprowadzi to do krótkoterminowych korzyści dla prawicy, nowy zryw klasy robotniczej i mas ludowych ponownie postawi potrzebę politycznej alternatywy wobec przedstawicieli liberalnego status quo. Konieczne jest wyciągnięcie wniosków z poprzednich niepowodzeń, aby uniknąć nowego cyklu porażek i reakcji.
Covid-19, liberalna katastrofa
Podczas pandemii Covid-19 lewica nie zaoferowała nawet słabej alternatywy wobec liberalnego establishmentu. Gdy burżuazja na całym świecie zamykała w domach ludność swoich krajów na wiele miesięcy, nie robiąc nic, by naprawić rozpadające się systemy opieki zdrowotnej i fatalne warunki życia, lewica wiwatowała i wzywała do coraz ostrzejszych izolacji. Każdy atak na klasę robotniczą był akceptowany w imię „podążania za nauką”. Fundamentalne zrozumienie, że nauka w społeczeństwie kapitalistycznym nie jest neutralna, ale jest wykorzystywana w interesie burżuazji, zostało odrzucone nawet przez tych, którzy twierdzą, że są marksistami.
Rezultat mówi sam za siebie. Miliony ludzi zmarły z powodu wirusa, miliony straciły pracę, rodziny zostały zamknięte w domach kosztem kobiet, dzieci i zdrowia psychicznego. Biorąc pod uwagę, że nauka została wykorzystana do uzasadnienia jednej reakcyjnej polityki po drugiej, miliony ludzi zwróciły się przeciwko „nauce” i odmówiły przyjmowania szczepionek ratujących życie. Czy system opieki zdrowotnej został uratowany? Nie, wszędzie jest znacznie gorzej niż było wcześniej. Czy ludzie pracy byli chronieni przed wirusem? Nie, nadal pracowali w niebezpiecznych warunkach. Czy osoby starsze były chronione? Wiele z nich zmarło w podupadłych domach opieki. Ci, którzy przeżyli, doświadczyli obniżenia jakości i oczekiwanej długości życia z powodu izolacji społecznej i braku ruchu. Kryzys w domach opieki i ośrodkach spokojnej starości jest gorszy niż kiedykolwiek.
W imię „ratowania życia” liberałowie i lewica twierdzą, że nie było alternatywy dla ugięcia się przed rządami i „nauką”, ale była. Klasa robotnicza potrzebowała wziąć sprawy w swoje ręce i zapewnić odpowiedź zgodną z jej interesami klasowymi. Związki zawodowe potrzebowały walki o bezpieczne miejsca pracy przeciwko zwykłemu ich zamykaniu lub pracy w „śmiertelnych pułapkach”. Tak długo, jak szefowie i rządy kontrolują bezpieczeństwo w pracy zamiast związków zawodowych, robotnicy będą umierać śmiercią, której można zapobiec. Związki zawodowe w służbie zdrowia i szkołach potrzebowały walki o lepsze warunki, a nie poświęcania się dla złudnych korzyści w przyszłości. Poświęcenia te nie uratowały usług świadczonych przez państwo, ale pozwoliły klasie panującej jeszcze bardziej je wydrenować. Tylko w walce z klasą panującą i jej blokadami można było zająć się którąkolwiek z bolączek społecznych stojących za kryzysem, czy to w dziedzinie opieki zdrowotnej, mieszkalnictwa, warunków pracy, transportu zbiorowego czy opieki nad osobami starszymi.
Całkowite podporządkowanie ruchu robotniczego izolacjom gwarantowało, że jakikolwiek sprzeciw wobec katastrofalnych konsekwencji pandemii zostanie zdominowany przez siły prawicowe i spiskowe. Wiele osób uczestniczących w masowych demonstracjach przeciwko zamykaniu w domach lub protestach przeciwko obowiązkowym szczepieniom robiło to z uzasadnionego gniewu na społeczne konsekwencje kapitalistycznej polityki czasu pandemii. Zamiast stanąć na czele tych dążeń i skanalizować je w walkę o poprawę warunków bytowych klasy robotniczej, lewica w przeważającej mierze potępiła je i kibicowała ich represjonowaniu przez państwo.
Podstawy dla całkowitej zdrady lewicy i ruchu robotniczego podczas pandemii zostały położone w całym okresie postradzieckim. Kiedy uderzył kryzys o globalnych rozmiarach, a burżuazja bardziej niż kiedykolwiek potrzebowała jedności narodowej, ruch robotniczy stanął na wezwanie i lojalnie zgromadził klasę robotniczą za „nauką” i „wspólnym poświęceniem”. Podczas gdy rządy i większość lewicy próbują zamieść pandemię pod dywan, nie pójdzie im tak łatwo. Konsekwencje tej katastrofy odcisnęły głębokie piętno na klasie robotniczej i młodzieży, zmuszając ich do poszukiwania odpowiedzi i alternatyw.
V. UPADAJĄCY PORZĄDEK LIBERALNY
Pycha przeradza się w histerię
Od lat 80. do początku XXI w. dynamika światowej polityki sprzyjała względnemu wzmocnieniu potęgi Stanów Zjednoczonych. Im bardziej Stany Zjednoczone poprawiały swoją pozycję gospodarczą, militarną i polityczną, tym silniejsza była siła dośrodkowa wzmacniająca liberalny porządek świata. Ta samonapędzająca się dynamika osiągnęła swój szczyt w następstwie kontrrewolucji w Związku Radzieckim. Umożliwiła ona powszechną liberalizację polityczną i gospodarczą przy stosunkowo ograniczonej bezpośredniej interwencji Stanów Zjednoczonych. W tamtym czasie prądy historii wydawały się popychać interesy amerykańskiego kapitalizmu do przodu.
Jednak w polityce, podobnie jak w fizyce, każda akcja wywołuje reakcję. Konsekwencje amerykańskiej hegemonii nieuchronnie wymusiły pojawienie się sił wyrównujących. Coraz bardziej lekkomyślne interwencje wojskowe Stanów Zjednoczonych były geopolityczną katastrofą, marnując zasoby i wzmacniając sprzeciw wobec amerykańskiej polityki zagranicznej w kraju i za granicą. Deregulacja finansowa i deindustrializacja podkopały potęgę gospodarczą Stanów Zjednoczonych i wzmocniły ich konkurentów, jednocześnie czyniąc całą światową gospodarkę znacznie bardziej niestabilną i podatną na kryzysy. Im bardziej amerykańska klasa panująca wykorzystywała liberalizm do wspierania swoich reakcyjnych interesów, tym bardziej wzmacniała opór wobec liberalizmu. Powoli, ale pewnie, pojawiały się coraz wyraźniejsze oznaki, że dynamika sprzyjająca liberalnemu porządkowi świata słabnie, a siły działające przeciwko niemu stają się coraz potężniejsze. Kryzys finansowy z 2008 r., przewrót i konflikt na Ukrainie w 2014 r., wybór Donalda Trumpa i brexit w 2016 r. są ważnymi wyznacznikami tego trendu.
Gdy Stany Zjednoczone odczuły słabnięcie swej potęgi, ich pycha przekształciła się w histerię. Stany Zjednoczone coraz usilniej dążą do wzmocnienia swojej potęgi, konfrontując się z Chinami i Rosją, wyciskając sojuszników i nakładając sankcje na coraz więcej krajów. Wysiłki te wiążą się jednak z coraz większymi kosztami i przynoszą coraz mniejsze zyski. Reakcja Stanów Zjednoczonych, daleka od powstrzymania upadku, jak dotąd tylko go umocniła. Dziś, po pandemii i wobec wojny na Ukrainie, jasne jest, że dynamika światowej polityki uległa odwróceniu. Obecnie wskazuje ona na przyspieszający rozpad liberalnego porządku światowego. NATO i Rosja są zaangażowane w wojnę zastępczą. Stosunki USA-Chiny znajdują się w stanie permanentnej wrogości. Populistyczny nacjonalizm rośnie w siłę w nieimperialistycznym świecie, przybierając zarówno lewicowe (Meksyk), jak i prawicowe formy wyrazu (Indie, Turcja). Polityka na Zachodzie staje się coraz bardziej spolaryzowana między tymi, którzy starają się umacniać imperialistyczną dominację poprzez zerwanie z tradycyjnym liberalizmem (Trump, Alternatywa dla Niemiec, Le Pen, Meloni), a tymi, którzy starają się ją wspierać poprzez podwojenie wysiłków na rzecz liberalnej krucjaty (Biden, Trudeau, niemiecka Partia Zielonych).
Rosnąca niestabilność świata nie jest dla nikogo tajemnicą. Rozbieżności dotyczą natury tego konfliktu. Dla liberałów jest to rywalizacja między demokracją a autokracją. Dla libertarian i socjaldemokratów jest to wolny rynek kontra interwencja państwa. Dla stalinowców i orędowników Trzeciego Świata jest to rywalizacja między hegemonią a wielobiegunowością. Wszyscy się mylą. Odpowiedź leży w prostych, ale przenikliwych słowach Manifestu Komunistycznego: „Historia wszelkiego społeczeństwa dotychczasowego jest historią walk klasowych” [https://marxists.org]. Tak więc dzisiejszy rozpadający się liberalny porządek świata rządzi się prawami walki klasowej. Podstawowy konflikt kształtujący świat nie toczy się między KPCh a amerykańskimi kapitalistami, Trumpem i Bidenem, Putinem i NATO czy meksykańskim Lópezem Obradorem (AMLO) a amerykańskim imperializmem; toczy się on między społecznym gniciem kapitalizmu na jego imperialistycznym etapie a interesami światowego proletariatu. Ci, którzy nie kierują się tym zrozumieniem, nie będą w stanie zorientować się w nadchodzących zawirowaniach, a tym bardziej przyspieszyć walki o postęp ludzkości.
Globalna gospodarka: gigantyczna piramida finansowa
Jak wyjaśniono wcześniej, hegemonia Stanów Zjednoczonych umożliwiła tymczasową poprawę potencjału rozwojowego imperializmu. To właśnie ta poprawa koniunktury gospodarczej umożliwiła przedłużającą się stabilność kapitalistycznego świata w ciągu ostatnich trzech dekad. Dziś jednak nie tylko wyczerpały się możliwości ekspansji, ale warunki, które umożliwiły poprzednią ekspansję, ulegają odwróceniu. Konsekwencją będzie znaczne zniszczenie sił wytwórczych, wraz z całą związaną z tym niestabilnością. Jak napisał Trocki w Trzeciej Międzynarodówce po Leninie, „Państwa i klasy walczą nawet bardziej zaciekle o skromne i malejące racje żywnościowe niż o obfite i rosnące”. Czynnik ten leży u podstaw obecnej sytuacji na świecie i nadal będzie oddziaływać, z wyjątkiem poważnych zmian w koniunkturze.
Trwające od ośmiu do dziesięciu lat cykle hossy i bessy są normalnymi fluktuacjami kapitalistycznej gospodarki. Po dzikiej spekulacji i nadprodukcji następuje załamanie i panika. Okres postradziecki nie był inny. Jednak wraz ze spadkiem realnych możliwości wzrostu, spekulacje i kredyty stały się głównym sposobem, za pomocą którego Stany Zjednoczone starały się podtrzymać cały swój porządek. Następstwa „wielkiej recesji” z 2008 roku wyraźnie to pokazały. W obliczu możliwej depresji Stany Zjednoczone koordynowały bezprecedensową w historii ekspansję kredytową i monetarną. Spowodowało to anemiczny wzrost realny, ale gigantyczny wzrost cen aktywów. Nawet dla większości burżuazyjnych ekonomistów jest oczywiste, że oznaczało to po prostu stworzenie warunków do jeszcze większego załamania w przyszłości. Przez ponad dziesięć lat instrukcja była taka sama przy każdej oznace zachwiania się wzrostu: odłóż problem na później, zwiększając kredyt. Podczas pandemii Covid-19 jeszcze raz to [rozwiązanie] przepchnięto, na rekordową skalę. Aby zaradzić konsekwencjom zamknięcia ogromnych obszarów gospodarki, kapitaliści po prostu drukowali pieniądze. Tego było za wiele i w końcu możliwości tego podejścia osiągnęły swój kres wraz z nieuchronnym „powrotem inflacji”.
Drastyczny wzrost stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych powoduje ogromne zmniejszenie płynności środków finansowych w światowym systemie gospodarczym. Jak w słynnym powiedzeniu Warrena Buffetta: „Przypływ unosi wszystkie łodzie... Dopiero podczas odpływu okazuje się, kto pływał nago”. Po półtorej dekady łatwego pieniądza gigantyczne segmenty gospodarki z pewnością „pływały nago”. Kiedy nadejdzie kolejny kryzys, skutki będą katastrofalne. Ponieważ Stany Zjednoczone znajdują się na szczycie kapitalistycznego łańcucha pokarmowego i zasadniczo kontrolują międzynarodowe warunki kredytowe, nawet jeśli okażą się epicentrum kryzysu, będą w stanie wykorzystać swoją dominującą pozycję, aby zmusić resztę świata do zapłaty za jego konsekwencje. Będzie to szczególnie niszczycielskie dla krajów rozwijających się, z których wiele już znajduje się w głębokim kryzysie, takich jak Sri Lanka, Pakistan i Liban. Ale konsekwencje będą globalne i z pewnością doprowadzą do dalszych ciosów dla światowego porządku, w tym ze strony mocarstw, które Stany Zjednoczone uważają dziś za sojuszników.
Znaczna część establishmentu gospodarczego albo kłamie, albo nie chce widzieć perspektywy światowej gospodarki. Niektóre elementy socjaldemokratycznej lewicy argumentują, że wysoki poziom długu publicznego nie jest powodem do niepokoju i że ludzie pracy odnieśliby więcej korzyści z niskich stóp procentowych i większego zadłużenia niż z obecnej polityki wyższych stóp procentowych. Jest to echo [głosów] tej części burżuazji, która chce jeszcze raz odłożyć problem na później, mając nadzieję, że to później będzie po kolejnych wyborach. Prawda jest taka, że wszystkie alternatywy polityczne, czy to wysokie zadłużenie, wysoka inflacja czy deflacja, zostaną wykorzystane do ataku na poziom życia klasy robotniczej. Podstawowym problemem jest ogromna nierównowaga między kapitałem istniejącym na papierze a rzeczywistymi zdolnościami produkcyjnymi światowej gospodarki. Żadne finansowe sztuczki nie rozwiążą tego problemu. Jedynym wyjściem jest przejęcie przez klasę robotniczą kontroli nad polityką i gospodarką oraz reorganizacja gospodarki w racjonalny sposób.
Dla prawicowych ekonomistów rozwiązaniem jest pozwolić działać wolnemu rynkowi: zaakceptować nadejście niszczycielskiego kryzysu, pozwolić słabym umrzeć, a silnym stać się silniejszymi. Ale czasy wolnorynkowego kapitalizmu już dawno minęły. Światowa gospodarka jest zdominowana przez niewielką liczbę gigantycznych monopoli konkurujących z monopolami innych krajów. Żadne państwo nie jest gotowe na upadek swoich monopoli. Jeśli Ford i General Motors zbankrutują, nie ożywi to amerykańskiej wolnej przedsiębiorczości, ale wzmocni Toyotę i Volkswagena. Nieokiełznany kapitalizm prowadzi nie do wolnych rynków, ale do monopoli. Z jednej strony odzwierciedla to tendencję do scentralizowanej, planowej produkcji na skalę globalną. Z drugiej jednak strony, w imperializmie monopole blokują wzrost sił wytwórczych, prowadząc do rozkładu i pasożytnictwa.
Dla socjaldemokratów, takich jak ekonomista Michael Hudson, panaceum jest „gospodarka mieszana” ‒ kapitalizm z interwencją i regulacją ze strony państwa. Podczas gdy w ostatnich dziesięcioleciach było to uważane za herezję w kręgach gospodarczych i rządowych, planowanie znów staje się modne. Dzieje się tak nie z powodu oświecenia, ale dlatego, że krajowy kapitalizm potrzebuje wsparcia, aby uchronić się przed bankructwem i konkurować z Chinami. Podczas gdy klasa robotnicza może wywalczyć ustępstwa od kapitalistów poprzez walkę klasową, nie da się wyeliminować sprzeczności imperializmu poprzez regulacje. Irracjonalność i pasożytnictwo systemu są zakorzenione w samej dynamice kapitalistycznej akumulacji. Rząd sam w sobie nie jest przeciwwagą dla wąskiej kliki kapitalistycznych finansistów, ale służy jako ich komitet wykonawczy. Kiedy ingeruje w sprawy gospodarcze, ostatecznie przynosi korzyści imperialistycznej klasie panującej.
Wojna ukraińsko-rosyjska: militarne wyzwanie dla amerykańskiej hegemonii
Rosyjska inwazja na Ukrainę jest zdecydowanie największym wyzwaniem dla amerykańskiej hegemonii od czasu upadku Związku Radzieckiego. Fakt, że jedna z głównych potęg była na tyle pewna siebie, by przeciwstawić się Stanom Zjednoczonym w tak bezpośredni sposób, i jak dotąd uchodzi jej to na sucho, wskazuje na prawdziwą, całkowitą zmianę. Ta wojna nie przypomina żadnej z wojen ostatnich dziesięcioleci. Nie jest to wojna z jakąś rebelią, prowadzona na niskim poziomie zaangażowania, ale wojna przemysłowa o wysokiej intensywności. Jej wynik nie tylko zadecyduje o losie Ukrainy, ale będzie miał ogromny wpływ na stosunek sił w Europie i na świecie.
Dwie decydujące strony w wojnie na Ukrainie to Rosja i Stany Zjednoczone. Wojna wybuchła w wyniku dziesięcioleci ekspansji NATO na wschód do krajów uważanych przez Rosję za należące do jej strefy wpływów. Rosja widzi na Ukrainie swój żywotny interes strategiczny i będzie gotowa do eskalacji konfliktu, dopóki albo umocuje Ukrainę w swojej orbicie, albo zostanie pokonana. Amerykańskie stanowisko jest bardziej skomplikowane. Ukraina ma niewielką wartość strategiczną dla USA i jest postrzegana jako marginalna prowincja Europy. Dla zachodniego liberalnego establishmentu „obrona Ukrainy” oznacza obronę liberalnego porządku światowego, tj. prawa Stanów Zjednoczonych do robienia, co im się podoba, gdziekolwiek chcą.
Pokonanie Ukrainy przez Rosję byłoby upokarzającym ciosem dla USA. Sygnalizowałoby słabość, miałoby destabilizujące konsekwencje dla europejskiego establishmentu politycznego i postawiłoby pod znakiem zapytania przyszłość NATO. Biorąc pod uwagę tak wysoką stawkę, USA i ich sojusznicy nieustannie eskalują wojnę, dostarczając Ukrainie coraz więcej broni. Rosja odpowiedziała częściową mobilizacją i niszczy ukraińską armię. Podczas gdy Stany Zjednoczone napędzają eskalację, ani one, ani ich sojusznicy nie zobowiązali się jeszcze do ostatecznego pokonania armii rosyjskiej poprzez przejście na gospodarkę wojenną lub bezpośrednią interwencję. Na razie wojna pozostaje regionalnym konfliktem o kontrolę nad Ukrainą.
Przywódcy klasy robotniczej wszędzie zmobilizowali proletariat do poparcia interesów klasy panującej. Ale nasiona buntu są zasiewane każdego dnia przez społeczne konsekwencje wojny. Dla marksistów sprawą najwyższej wagi jest interweniowanie w sytuacji tej narastającej sprzeczności, aby zbudować nowe przywództwo, które może wspierać interesy klasy robotniczej w tym konflikcie. Zasadniczym punktem wyjścia musi być to, że to sam system imperialistyczny, dziś definiowany jako zdominowany przez USA liberalny porządek, jest odpowiedzialny za konflikt na Ukrainie. Cały światowy proletariat jest zainteresowany zakończeniem imperialistycznej tyranii nad światem i tylko na tej podstawie robotnicy świata mogą się zjednoczyć, niezależnie od tego, czy są Rosjanami, Ukraińcami, Amerykanami, Chińczykami czy Indusami. Jednak zastosowanie tej ogólnej perspektywy przybiera różne konkretne formy w zależności od uwarunkowań w każdym kraju.
Rosyjscy robotnicy muszą zrozumieć, że zwycięstwo ich własnego rządu nie zadałoby fundamentalnego ciosu imperializmowi. Nie zwiększyłoby niezależności Rosji od światowego imperializmu, ale uczyniłoby ją ciemiężycielem swoich klasowych braci i sióstr na Ukrainie z korzyścią dla rosyjskich oligarchów. Bez względu na to, jaką krótkoterminową porażkę może to zadać polityce zagranicznej USA, nie jest to warte ceny stania się ciemiężycielami narodu ukraińskiego. Ciągły konflikt między Ukraińcami a Rosjanami tylko wzmocniłby siły światowego imperializmu w regionie. NATO i UE otrzymałyby znacznie silniejszy cios od wspólnego frontu rewolucyjnego rosyjskich i ukraińskich robotników przeciwko ich klasom panującym, na wzór wielkiej Rewolucji Październikowej. Zwrócić broń przeciwko rosyjskim i ukraińskim oligarchom! O rewolucyjną jedność przeciwko imperializmowi USA!
Ukraińscy robotnicy muszą zrozumieć, że USA, UE i NATO nie są ich sojusznikami, ale wykorzystują Ukrainę jako pionek dla swoich interesów, który zostanie wykrwawiony, a następnie odrzucony. Niepodległość narodowa Ukrainy nie zostanie zapewniona poprzez sprzymierzenie się z imperializmem, co oznaczałoby służalczość wobec Waszyngtonu i gwarantowałoby stałą wrogość ze strony Rosji. Ukraińscy robotnicy muszą również sprzeciwiać się uciskowi mniejszości rosyjskich przez ich rząd. Taka obrona rosyjskich mniejszości zrobiłaby milion razy więcej dla podkopania wysiłków wojennych Kremla niż intrygi Zełenskiego. Kwestia granic i praw mniejszości narodowych mogłaby zostać rozstrzygnięta łatwo i demokratycznie, gdyby nie reakcyjne intrygi oligarchów i imperialistów. Każdego dnia staje się bardziej jasne, że ukraińscy robotnicy są wysyłani na rzeź na rozkaz Waszyngtonu i na korzyść Wall Street. Muszą zjednoczyć się z rosyjską klasą robotniczą, aby położyć kres temu szaleństwu; wszystko inne doprowadzi tylko do dalszej rzezi i ucisku. O prawo do samostanowienia Rosjan, Ukraińców, Czeczenów i każdej innej mniejszości narodowej!
Na Zachodzie robotnicy są bombardowani propagandą o potrzebie poświęcenia się w imię krucjaty NATO na rzecz demokracji na Ukrainie. Najlepszą rzeczą, jaką proletariat w USA, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Francji może zrobić w obronie własnych interesów i interesów robotników na całym świecie, jest walka z finansowymi pasożytami i monopolami, które wykorzystują ich do cna w kraju. W tym celu muszą [robotnicy] pozbyć się reakcyjnej kliki związkowych i socjaldemokratycznych przywódców, którzy są lojalni wobec właśnie tych sił. Ich sprzedajność w kraju jest nierozerwalnie związana z ich wezwaniami do instalowania „demokracji” za granicą za pomocą czołgów i bomb NATO. Tych zdrajców już dawno by nie było, gdyby nie pacyfistyczne i centrowe bagno, które mówi o „pokoju”, „walce związków zawodowych”, a nawet „socjalizmie”, ale trzyma się kurczowo podżegaczy wojennych i zdeklarowanych sług imperializmu. Ruch antywojenny jest wartościowy tylko wtedy, gdy wyklucza ugodowców z socjalszowinizmem z ruchu robotniczego. Znieść sankcje wobec Rosji! Precz z UE i NATO! O radzieckie Stany Zjednoczone Europy!
Rosnąca liczba ludzi pracy w Ameryce Łacińskiej, Azji i Afryce liczy na Rosję jako siłę działającą przeciwko imperializmowi. Ta błędna wiara nie pomoże im wyzwolić się spod jarzma USA, Europy Zachodniej i Japonii. Putin nie jest antyimperialistą i nie będzie sojusznikiem w walce o wyzwolenie narodowe jakiegokolwiek kraju. To właśnie dlatego AMLO, Ramaphosa z RPA, Modi z Indii i Xi Jinping z Chin są mu przychylni lub nie są wobec niego jawnie wrodzy. Poparcie dla Putina usypia klasę robotniczą globalnego Południa złudzeniem, że może ona poprawić swoje warunki życiowe i wyzwolić się od imperializmu bez rewolucyjnej walki. Przy najmniejszych oznakach zrywu uciskanych mas na świecie, reakcyjni przywódcy globalnego Południa zwrócą się do tych samych imperialistów, których dziś potępiają. Rzeczywistą siłą antyimperialistyczną są robotnicy na Ukrainie, w Rosji i na Zachodzie. Oni i robotnicy całego świata mogą zjednoczyć się wokół wspólnego internacjonalistycznego sztandaru tylko poprzez przeciwstawienie się wszelkiemu narodowemu uciskowi, czy to z rąk wielkich mocarstw, czy narodów, które same są uciskane. Znacjonalizować imperialistyczne aktywa! Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!
Chiny: stalinowski pas czy proletariacka droga?
Kiedy dynamika, która umożliwiła Chinom wzrost i dobrobyt w ciągu ostatnich 30 lat, coraz bardziej się rozłazi, wiara KPCh w globalny kapitalizm wolnorynkowy pozostaje niezachwiana. Wypowiadając się na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos w 2022 r., Xi Jinping przekonywał:
Niestety dla KPCh, przyszłość „wielostronnego systemu handlowego” zależy przede wszystkim od działań Stanów Zjednoczonych, a USA nie mogą pozwolić na utrzymanie się obecnych trendów. Albo wymuszą ustępstwa ze strony reszty świata, aby utrzymać swoją pozycję na szczycie, albo upadając doprowadzą do upadku całego gmachu.
Od ponad dekady napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Chinami rosną. Stany Zjednoczone zwiększają presję, ponieważ jest coraz bardziej jasne, że Chiny nie maszerują w kierunku liberalnej demokracji, ale stają się prawdziwym konkurentem gospodarczym i militarnym. Zwiększona presja zmusza KPCh do wzmocnienia wewnętrznej kontroli gospodarki i protestów politycznych (np. Hongkong) oraz wzmocnienia pozycji militarnej. To z kolei prowadzi USA do dalszego dokręcania śruby. Ta przyspieszająca dynamika doprowadziła napięcia między USA a Chinami do najwyższego poziomu od wielu dekad, grożąc otwartym konfliktem zbrojnym.
W takim przypadku obowiązkiem międzynarodowego proletariatu byłoby bezwarunkowe opowiedzenie się za obroną Chin. Imperialiści są bezwzględnie wrogo nastawieni do Chin właśnie z powodu postępu gospodarczego i społecznego, jaki umożliwił kolektywistyczny rdzeń ich gospodarki. Tego właśnie musi bronić klasa robotnicza. Ale musi to robić zgodnie z własnymi metodami i celami, a nie metodami pasożytniczej biurokracji KPCh.
Trocki wyjaśnił w odniesieniu do ZSRR, że „Skuteczna metoda obrony ZSRR polega na tym, żeby osłabiać pozycje imperializmu i wzmacniać pozycje proletariatu i ludów kolonialnych w całym świecie ” (Zdradzona rewolucja, 1936). Strategia ta, w pełni mająca zastosowanie do dzisiejszych Chin, nie mogłaby być bardziej odmienna od strategii realizowanej przez KPCh, która dąży przede wszystkim do utrzymania status quo. Po pierwsze, stara się przywrócić stosunki z USA, polegając na amerykańskich kapitalistach, takich jak Bill Gates, Elon Musk i Jamie Dimon ‒ przedstawicielach tej samej klasy, która uciska świat i stara się zdominować Chiny. Takie manewry mogą tylko zwiększyć wrogość amerykańskich robotników wobec Chin, zrażając największego potencjalnego sojusznika ChRL w walce z amerykańskim imperializmem. Jeśli chodzi o uciskanych ludzi z krajów globalnego Południa, KPCh nie opowiada się za ich wyzwoleniem, ale za iluzorycznymi sojuszami z elitami tych krajów. Ci interesowni oszuści z pewnością porzucą Chiny przy pierwszych trudnościach lub jeśli imperialiści zaoferują im lepsze łapówki.
Istnieją głosy wśród chińskiej biurokracji, które uderzają w bardziej wojowniczy ton, upatrując we wzmocnieniu Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ALW) najpewniejszego sposobu obrony Chin. Można tylko cieszyć się ze wzrostu zdolności technicznych i bojowych ALW. Spraw wojskowych nie da się jednak oddzielić od polityki, a i w tej dziedzinie konserwatywne interesy kasty rządzącej podkopują Chiny. Kluczowym filarem strategii obronnej armii chińskiej jest uniemożliwienie Stanom Zjednoczonym dostępu do tak zwanego „pierwszego łańcucha wysp” wokół Chin poprzez rozwijanie zdolności uderzeniowych dalekiego zasięgu, a także poprzez dążenie do wojskowej kontroli nad tymi wyspami. Jednak w każdym konflikcie wsparcie ze strony proletariatu okolicznych krajów byłoby znacznie bardziej rozstrzygające niż posiadanie jakiejkolwiek liczby małych, niezamieszkanych skał.
Jedynym sposobem na wyrzucenie amerykańskiego i japońskiego imperializmu z Morza Wschodnio- i Południowochińskiego jest antyimperialistyczny sojusz robotników i chłopów obejmujący cały region. Ale KPCh ze swoją nacjonalistyczną strategią nie podjęła żadnej próby pozyskania robotników na Filipinach, w Japonii, Wietnamie i Indonezji dla swojej sprawy. Zamiast tego ułatwiają zadanie kampanii imperialistów przeciwko ChRL, koncentrując się wyłącznie na krótkoterminowych korzyściach wojskowych, lekceważąc zarówno wrażliwość narodową, jak i wewnętrzne antagonizmy klasowe w sąsiednich krajach.
Nigdzie nie jest to prawdziwsze niż w kwestii Tajwanu. Tajwańscy robotnicy doświadczają brutalnego ucisku ze strony tamtejszej klasy kapitalistycznej. Zamiast jednak zachęcać ich do walki we własnym interesie klasowym przeciwko imperialistom i lokalnej burżuazji, strategia KPCh opiera się na przekonaniu tych ostatnich do dobrowolnego poddania się jej rządom i przyłączenia się do Chińskiej Republiki Ludowej. W tym celu partia zobowiązuje się do utrzymania kapitalistycznych stosunków gospodarczych i administracji politycznej na Tajwanie w ramach polityki „jeden kraj, dwa systemy”. KPCh nie oferuje robotnikom wyzwolenia, lecz wsparcie dla dalszego kapitalistycznego wyzysku i stalinowskich represji. Nic dziwnego, że ta propozycja „przegrana-przegrana” niewiele zdziałała, by przekonać tajwańskie masy do zjednoczenia.
Planem B dla KPCh jest bezpośrednia interwencja wojskowa, która, choć potencjalnie skuteczna w zjednoczeniu Tajwanu, wiązałaby się z ogromnymi kosztami, zwłaszcza jeśli spotkałaby się z wrogością miejscowej klasy robotniczej. Gdyby KPCh poszła tą drogą, trockiści stanęliby w obronie ALW przed tajwańskimi kapitalistami i imperialistami, ale jednocześnie walczyliby o proletariacką strategię rewolucyjną. Przeciwko zbankrutowanemu schematowi „jeden kraj, dwa systemy”, trockiści walczą o rewolucyjne ponowne zjednoczenie, czyli reunifikację poprzez rewolucję społeczną przeciwko kapitalizmowi na Tajwanie i rewolucję polityczną przeciwko biurokracji w kontynentalnych Chinach. Strategia ta zjednoczyłaby chińskich robotników wokół wspólnego interesu klasowego i narodowego. Nie tylko wytrąciłaby ona broń antykomunistycznemu sojuszowi burżuazji USA i Tajwanu, ale przekształciłaby Chiny w drogowskaz dla uciskanych ludzi na całym świecie w ich walce z imperializmem.
Podczas gdy dziś KPCh nadal głosi swą lojalność zarówno wobec socjalizmu, jak i kapitalizmu, nie wolno zakładać, że potrwa to bardzo długo. Istnieją potężne siły powiązane z chińskimi i zagranicznymi kapitalistami, które chcą pozbyć się wszelkich śladów kontroli państwa i ponownie otworzyć Chiny na imperialistyczną grabież. To rozwiązanie musi być zwalczane na śmierć i życie! Istnieją jednak również nurty wewnątrz kasty rządzącej, które pod presją niezadowolenia klasy robotniczej mogą przesunąć partię daleko na lewo, powstrzymując kapitalistów i odkurzając antyimperialistyczną i egalitarną retorykę tradycyjnego maoizmu. Podobnie jak w przypadku reform rynkowych Deng Xiaopinga, [wcześniejsze] próby osiągnięcia egalitarnej autarkii przez Mao, oparte na szaleńczej masowej mobilizacji nie mogły przezwyciężyć gospodarczego uścisku Chin przez światowy imperializm. W rzeczywistości klęski polityki Mao doprowadziły ChRL na skraj upadku i bezpośrednio doprowadziły do przejścia KPCh do „reform i otwarcia”.
Zwroty i kluczenie KPCh odzwierciedlają jedynie różne środki, za pomocą których pasożytnicza kasta biurokratyczna stara się utrzymać swoją uprzywilejowaną pozycję w ramach odizolowanego państwa robotniczego. W przeciwieństwie do zapewnień KPCh od Mao do Xi, socjalizmu nie da się zbudować w jednym kraju, ani nie jest możliwe pokojowe współistnienie z imperializmem. Jedyną drogą naprzód dla klasy robotniczej Chin jest zjednoczenie się w partii zbudowanej zgodnie z rzeczywistymi marksistowsko-leninowskimi zasadami niezależności klasowej, internacjonalizmu i światowej rewolucji oraz wymiecenie dbających o własny interes biurokratów z KPCh. Obalić biurokratów! Bronić Chin przed imperializmem i kontrrewolucją!
VI. WALKA O REWOLUCYJNE PRZYWÓDZTWO
Gdy świat wkracza w nowy dziejowy okres kryzysu, klasa robotnicza jest politycznie rozbrojona. Wszędzie przewodzą jej biurokraci i zdrajcy, którzy nadzorują coraz to nowe porażki. W obliczu nadchodzących gigantycznych wyzwań, niezwykle pilne staje się zadanie wykucia przywództw klasy robotniczej, które będą rzeczywiście reprezentować jej interesy. Jak wykuć takie przywództwa? Jest to główne pytanie, przed którym stoją dziś rewolucjoniści. Nieuniknione wstrząsy społeczne i polityczne w nadchodzących latach podniosą masy przeciwko ich obecnym przywódcom i stworzą okazję do radykalnych przegrupowań w ruchu robotniczym. Ale te okazje zostaną zmarnowane bez wcześniej działających rewolucjonistów, którzy, odrzuciwszy zbankrutowaną politykę ostatnich 30 lat, prawidłowo stawiają dzisiejsze zadania.
Główna lekcja leninizmu
W Permanentnej rewolucji (1929), Trocki napisał o Leninie: „Walka o niezależną politykę partii proletariackiej stanowiła główną treść jego życia”. To właśnie tę podstawową ideę leninizmu odrzuca każda nowa fala rewizjonizmu. Choć rewizjonizm przybiera różne kształty w zależności od nacisków dominujących w danej epoce, u jego podstaw zawsze leży podporządkowanie proletariatu interesom obcych klas.
Leninowska koncepcja partii awangardowej przybrała swoją dojrzałą formę po wybuchu I wojny światowej, kiedy to partie II Międzynarodówki, przysięgając sprzeciwić się wojnie, w przeważającej większości patriotycznie stanęły za własnymi rządami. W swoich pracach z czasów wojny Lenin pokazał, że ta dziejowa zdrada nie wzięła się z powietrza, ale została przygotowana przez poprzedzający ją okres panowania imperializmu i w nim była zakorzeniona. Wyzysk niezliczonych milionów ludzi przez kilka wielkich mocarstw generuje ogromne zyski, które kapitaliści wykorzystują do przeciągnięcia na swoją stronę wyższych warstw klasy robotniczej. W swoich nawykach, ideologii i celach warstwa ta dostosowuje się do burżuazji przeciwko interesom klasy robotniczej. Hurtowa kapitulacja większości socjaldemokracji pokazała, że prokapitalistyczny trend w ruchu robotniczym nie tylko stał się dominujący, ale sparaliżował lub dokooptował większość byłego rewolucyjnego skrzydła Międzynarodówki.
Z tego doświadczenia Lenin wyciągnął wniosek, że jedność z prokapitalistycznymi elementami ruchu robotniczego oznaczała polityczne podporządkowanie samej klasie kapitalistycznej i z konieczności zdradziła walkę o socjalizm. Większość jego krytyki była skierowana przeciwko centrystom w ruchu robotniczym, którzy nie odrzucili otwarcie zasad socjalizmu, ale mimo to starali się utrzymać jedność za wszelką cenę z otwartymi zdrajcami klasy robotniczej. Lenin podkreślał, że centryści stanowili główną przeszkodę w budowaniu partii zdolnej do poprowadzenia mas na drodze do rewolucji. Podczas gdy ta lekcja miała kluczowe znaczenie dla udanej Rewolucji Październikowej w Rosji, brak przyswojenia jej na czas w Niemczech doprowadził do klęski Powstania Spartakusa w 1919 roku. Wyrosła z popiołów wojny i rewolucji, Trzecia Międzynarodówka została założona w oparciu o zasadę, że każda partia twierdząca, że walczy o rewolucję, musi oddzielić się politycznie i organizacyjnie od prokapitalistycznego i centrystycznego skrzydła ruchu robotniczego.
Gdy powojenna fala rewolucyjna opadła, nastąpił okres kapitalistycznej stabilizacji, który pozostawił Związek Radziecki w izolacji na scenie światowej. To właśnie w tym kontekście pojawił się stalinizm, odrzucający zasadniczy element leninizmu ‒ polityczną niezależność klasy robotniczej. Zamiast liczyć na rozszerzenie rewolucji przez międzynarodową klasę robotniczą w celu obrony ZSRR, Stalin coraz bardziej polegał na innych siłach klasowych. Niezależnie od tego, czy byli to kułacy, Kuomintang w Chinach, brytyjska biurokracja związkowa, czy też sami imperialiści, Stalin zawierał porozumienia, które poświęcały długoterminowe interesy klasy robotniczej na rzecz rzekomych krótkoterminowych korzyści. Zamiast wzmacniać Związek Radziecki, prowadziło to do szeregu krwawych katastrof, podkopując ogólną pozycję międzynarodowego proletariatu.
Walka Trockiego o lewicową opozycję i nową Czwartą Międzynarodówkę była kontynuacją leninizmu właśnie dlatego, że walczył o zbudowanie międzynarodowej partii awangardowej przeciwko socjaldemokratycznym i stalinowskim nurtom w ruchu robotniczym. Fizyczna likwidacja jej działaczy, w tym samego Trockiego, doprowadziła do politycznej dezorientacji i porażek w momentach rewolucyjnego otwarcia, które nastąpiły po rzezi II wojny światowej. Konsekwencją tego było wzmocnienie stalinizmu i światowego imperializmu. To właśnie te historyczne porażki i niepowodzenia w odbudowie Czwartej Międzynarodówki od tamtego czasu doprowadziły do dalszych katastrofalnych niepowodzeń, aż do zniszczenia samego Związku Radzieckiego.
Okres postradziecki: „marksiści” zwijają się i przechodzą na liberalizm
W czasie kontrrewolucji w Związku Radzieckim, siły roszczące sobie prawo do sztandaru trockizmu w przeważającej większości stały z boku i patrzyły lub aktywnie kibicowały, gdy były niszczone pozostające jeszcze zdobycze Rewolucji Październikowej. MLK była osamotniona w swej walce o program Trockiego obrony Związku Radzieckiego i rewolucji politycznej przeciwko stalinowskiej biurokracji. Pomimo niewielkich sił i słabości politycznych (zob.: W obronie permanentnej rewolucji ‒ o komunistyczne przywództwo w walce antyimperialistycznej! w Spartacist (wydanie w języku angielskim) nr 68), MLK stała na swoim posterunku w obliczu decydującego testu epoki. Jej słabość i izolacja mówią wiele o opłakanym stanie rewolucyjnej lewicy u zarania nowego okresu dziejowego.
Konsekwencje upadku Związku Radzieckiego były druzgocące dla wszystkich tych, którzy podawali się za marksistów. Gwałtowne przesunięcie się świata na prawo, nie w kierunku bonapartyzmu czy faszyzmu, ale liberalizmu, stworzyło ogromną presję w kierunku organizacyjnego i politycznego likwidacjonizmu. Przy takim obrocie sytuacji na świecie, zadaniem było powolne i cierpliwe odbudowywanie rewolucyjnej awangardy klasy robotniczej w oparciu o lekcje z ostatnich proletariackich porażek i w politycznej opozycji do liberalizmu. MLK była w stanie wyjaśnić upadek Związku Radzieckiego, jednak podobnie jak reszta „marksistowskiej” lewicy, odrzuciła budowanie rewolucyjnej alternatywy wobec liberalizmu (zob.: Postradziecki rewizjonizm MLK w Spartacist (wydanie w języku angielskim) nr 68).
Dostosowując się do liberalizmu i nie walcząc o wytyczenie niezależnej drogi klasy robotniczej, „marksistowska” lewica była pozbawiona kompasu w obliczu stabilności i względnego dobrobytu nowego okresu. Aby usprawiedliwić swoje istnienie, uciekała się do ciągłego przestrzegania przed kryzysem i wskazywania na konkretne okrucieństwa lub reakcyjną politykę, aby „udowodnić”, że imperializm zachował swój reakcyjny charakter. To składnie współgrało z dominującym liberalizmem, który nie miał problemu z krytykami chcącymi ograniczyć „wybryki”, takie jak wojna i rasizm, w kontekście „pokojowego” wyzysku świata poprzez ekspansję kapitału finansowego.
Wojny, polityka oszczędnościowa oraz ucisk narodowy i rasowy w okresie postradzieckim były oczywiście pożywką dla buntów robotników i młodzieży, by jednak bunty te nabrały rewolucyjnej treści, konieczne było ukazanie, w jaki sposób liberalne przywództwo dominujące w tych różnych walkach stanowiło przeszkodę w ich rozwoju. Konieczne było wyeksponowanie sprzeczności między uzasadnionymi nastrojami buntu a lojalnością liberałów wobec systemu wywołującego te zmory. Zadaniem było oderwanie tych ruchów od ich liberalnych przywódców. Ale żadna z tak zwanych organizacji marksistowskich nawet nie rozpoznała tego jako bieżącego zadania. Zamiast tego „rewolucjoniści” uczepiali się każdej fali liberalnej opozycji wobec status quo, która się pojawiała, nadając ruchom burżuazyjnym lekko marksistowskie zabarwienie.
Bardziej prawicowe organizacje „trockistowskie” porzuciły większość swoich marksistowskich pretensji i budowały lewe skrzydło neoliberalizmu, niezależnie od tego, czy tworzyły go partie Zielonych, amerykańska Partia Demokratyczna, brytyjska Partia Pracy czy brazylijska Partia Robotnicza (PT). Francuscy mandelowcy (pretendenci do Czwartej Międzynarodówki) zlikwidowali swoją Ligue communiste révolutionnaire [Rewolucyjna Liga Komunistyczna], zastępując ją amorficzną Nouveau Parti anticapitaliste [Nowa Partia Antykapitalistyczna], której głoszonym celem nie była już rewolucja klasy robotniczej, a jedynie stworzenie „strategicznej alternatywy dla łagodnego socjalliberalizmu” (Daniel Bensaïd). Inni wycofali się w najgorszy rodzaj sekciarstwa. Northowcy (znani z World Socialist Web Site) ogłosili, że w epoce globalizacji związki zawodowe były „po prostu niezdolne do rzucenia poważnego wyzwania korporacjom zorganizowanym międzynarodowo”, a zatem stały się całkowicie reakcyjne. Mimo całego swojego radykalnego słownictwa, to antyzwiązkowe stanowisko po prostu nie rzuca wyzwania liberalnemu przywództwu związków.
Bardziej centrowe grupy, takie jak MLK i Grupa Internacjonalisty (ang. IG), nadal głosiły potrzebę rewolucyjnego przywództwa i „zerwania z reformizmem” w ogóle, ale całkowicie abstrahowały od potrzeby rozłamu lewicy z liberalizmem, co było głównym zadaniem politycznym w tworzeniu partii rewolucyjnej w tej nowej epoce. Z konieczności polemiki MLK i IG przeciwko reszcie lewicy (i sobie nawzajem) opierały się na ponadczasowych zasadach i abstrakcyjnym żargonie, a nie na prowadzeniu walki klasowej według rewolucyjnych linii.
Rezultat 30 lat dezorientacji i kapitulacji wobec liberalizmu mówi sam za siebie. Dziś, gdy zaczyna się nowa epoka, te organizacje, które twierdzą, że opowiadają się za rewolucją, są podzielone, słabe i sklerotyczne (dosłownie i w przenośni), nie mając prawie żadnego wpływu na przebieg walki klasy robotniczej. Nadal tkwią w tej samej skorupie, w której bezskutecznie pracowały przez dziesięciolecia.
Dzisiejsza walka o Czwartą Międzynarodówkę
Dzisiejsza walka o rewolucję musi opierać się na prawidłowym zrozumieniu kluczowych cech epoki. Amerykański imperializm pozostaje dominującą potęgą, a zbudowany przez niego porządek świata nadal definiuje globalną politykę. Jest on kwestionowany nie przez agresywny wzrost rywalizujących imperialistycznych potęg, ale przez względną utratę ekonomicznej i militarnej wagi wszystkich krajów imperialistycznych na rzecz Chin, zdeformowanego państwa robotniczego, i regionalnych potęg, które mają pewien stopień autonomii, ale pozostają zależne i uciskane przez światowy imperializm. Obecna dynamika wskazuje na zwiększoną niestabilność gospodarczą i polityczną na całym świecie oraz konflikty regionalne (Ukraina, Tajwan itp.) o potencjalnie katastrofalnych skutkach globalnych. Presja na porządek światowy gwałtownie rośnie, podobnie jak presja wewnętrzna w każdym kraju.
Najbardziej oczywistym sposobem na odzyskanie inicjatywy przez amerykański imperializm jest zadanie paraliżującego ciosu Chinom. Biurokracja KPCh pielęgnuje ogromne sprzeczności w Chinach, balansując między światowym imperializmem, rosnącą klasą kapitalistów i najpotężniejszym proletariatem na świecie. Rozpad postradzieckiej równowagi zaostrzy te sprzeczności. Władza KPCh nie jest tak solidna, jak się na zewnątrz wydaje, zwłaszcza w obliczu wewnętrznych niepokojów (jak widać w niewielkich, ale znaczących protestach przeciwko brutalnym blokadom KPCh [podczas pandemii Covid-19]. Klasa robotnicza nie pozostanie bierna, gdy jej warunki ekonomiczne nie tylko ulegną stagnacji, ale zaczną się pogarszać. Chińscy kapitaliści również nie będą biernie akceptować przyciskania ich przez biurokrację. Ostatecznie albo Chiny padną ofiarą kontrrewolucji, jak ZSRR, albo proletariat powstanie, zmiecie biurokrację i ustanowi demokrację proletariacką w drodze rewolucji politycznej. Nie sposób przewidzieć, kiedy nastąpi rozstrzygnięcie. Każde starcie z pewnością poprzedzą gwałtowne zygzaki biurokracji, rozprawiającej się zarówno z kontrrewolucjonistami, jak i niezadowoleniem klasy robotniczej. Zadaniem rewolucjonistów w kwestii Chin jest obrona zdobyczy Rewolucji 1949 r. przed kontrrewolucją i imperialistyczną agresją, ukazując jednocześnie, jak biurokracja podważa te zdobycze na każdym kroku przez zdradzanie walki o międzynarodową rewolucję.
Walka Stanów Zjednoczonych i ich imperialistycznych sojuszników o utrzymanie kontroli nad światowym porządkiem będzie wiązać się z coraz większymi kosztami społecznymi dla ich ludności w kraju. Już teraz tkanka społeczna imperialistycznych mocarstw gnije od środka. Równowaga utrzymywana przez tani kredyt, monopolistyczne zyski i bańki spekulacyjne nie jest już możliwa do utrzymania, ponieważ poziom życia radykalnie się pogarsza. Wiele krajów zachodnich wykazuje oznaki rosnącego niezadowolenia klasy robotniczej. Najbardziej wybuchowa pozostaje Francja, ale nawet kraje takie jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania odnotowują wzrost walk związków zawodowych.
Podczas gdy pierwsze fale tych walk ponoszą porażkę, presja będzie wciąż rosła wśród bazy związków zawodowych. Stanie się jasne, że żaden z problemów stojących przed klasą robotniczą nie może zostać rozwiązany poprzez łagodne poprawki status quo. Będzie to coraz bardziej zdecydowanie wskazywać na potrzebę przywództwa związkowego, zdolnego poprowadzić klasę robotniczą na drogę walki rewolucyjnej. Główną przeszkodą hamującą ten rozwój są tak zwani „rewolucjoniści”, którzy wspierają minimalnie bardziej lewicowych, ale prokapitalistycznych przywódców związkowych, zamiast budować opozycję opartą na rewolucyjnym programie. Tylko w walce z takim centryzmem możliwe będzie oderwanie związków zawodowych od ich obecnych prokapitalistycznych przywódców.
W miarę narastania zagrożeń liberalizm staje się coraz bardziej zacietrzewiony i histeryczny. Odzwierciedla to rozpaczliwe uczepienie się status quo przez liberalne drobnomieszczaństwo. Ale odzwierciedla także uzasadniony strach wśród uciskanych w obliczu rosnącej prawicowej reakcji. Rewolucjoniści na Zachodzie muszą zrozumieć, że aby walczyć z rosnącą reakcją, konieczne jest przełamanie liberalizmu, który krępuje ruchy występujące w obronie imigrantów, mniejszości rasowych, kobiet i innych ludzi uciskanych ze względu na seksualność. Marksistowsko brzmiąca krytyka pewnych odizolowanych elementów tych programów, takich jak reforma policji czy apele do państwa, nie jest wystarczająca. Tylko poprzez pokazanie w praktyce, w jaki sposób liberalizm jest bezpośrednią przeszkodą w rozwijaniu walki uciśnionych, można złamać jego kontrolę nad masami. Nie można tego robić stojąc z boku, ale tylko z wnętrza walki, poprzez zapewnienie klasowej odpowiedzi na każdy przejaw kapitalistycznej tyranii.
Wstrząsy światowego porządku najmocniej uderzą w kraje znajdujące się na dole piramidy. Perspektywa lepszego życia, które jeszcze niedawno wydawało się możliwe, teraz zamyka się dla setek milionów ludzi. Nowe warstwy klasy robotniczej w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej stanowią największe zagrożenie dla kapitalizmu. Masy globalnego Południa w coraz większym stopniu opuszczają izolację wiosek i są zurbanizowane, piśmienne i połączone ze światem. Ich rosnąca rola w światowej produkcji daje im ogromną siłę, ale ich jedyną perspektywą jest dalsze biednienie. To właśnie ta fala ludzi pozbawionych praw wysuwa na pierwszy plan siły populistyczne. Słabe klasy kapitalistyczne w tych krajach muszą balansować między presją z dołu, która grozi ich zmieceniem, a presją ze strony imperialistycznych skarbników, kontrolujących międzynarodowe przepływy kapitału. Lewicowa demagogia i religijny obskurantyzm okazują się jak dotąd skuteczne w zapanowaniu nad społecznym niezadowoleniem. Kiedy jednak one zawiodą, na podorędziu będzie wizja dyktatury wojskowej.
W krajach uciskanych przez imperializm, walka o narodowe wyzwolenie z uścisku wielkich mocarstw, oraz rozwiązanie innych najbardziej fundamentalnych zadań demokratycznych odgrywają decydującą rolę. W miarę nasilania się tych walk, na każdym kroku okaże się, że narodowe burżuazje odgrywają zdradziecką rolę, poświęcając wyzwolenie narodowe i emancypację klasy robotniczej i chłopstwa na ołtarzu własności prywatnej. Rewolucjoniści muszą wkroczyć do walki i na każdym kroku pokazywać, że tylko klasa robotnicza na czele wszystkich uciskanych może doprowadzić do wyzwolenia.
W żadnym wypadku walka z autorytarnymi lub obskuranckimi rządami nie może usprawiedliwiać najmniejszych ustępstw lub sojuszu z proimperialistycznymi, liberalno-modernizacyjnymi alternatywami. To tylko wzmocniłoby reakcję, wiążąc siły na rzecz demokratycznych reform z imperializmem. W krajach, w których burżuazja maluje siebie w lewicowych, „antyimperialistycznych” barwach, konieczne jest obnażanie ich kłamliwej hipokryzji poprzez popychanie walki z imperializmem do przodu. Nie ma nic bardziej jałowego i bezproduktywnego niż stanie z boku i głoszenie potrzeby rewolucji. Obowiązkiem jest obrona wszelkich reform, które uderzają w imperialistyczne interesy. Ale w żadnym wypadku nie może to usprawiedliwiać wspierania burżuazyjnego populizmu. Klasa robotnicza musi bronić swojej niezależności za wszelką cenę, zawsze jasno dając do zrozumienia, że walczy z imperializmem za pomocą własnych metod i celów ‒ rewolucyjnej walki klasowej.
Siły walczące o międzynarodową rewolucję są dziś znikome. Kluczowe jest przegrupowanie oparte na jasnym programie i perspektywach. Oferujemy niniejszy dokument jako wkład w proces odbudowy i przegrupowania sił na rzecz Czwartej Międzynarodówki. MLK była pogrążona w wewnętrznych kontrowersjach i politycznej dezorientacji, jednak posuwa się naprzód i jest przekonana, że rozpoczęty proces konsolidacji zapewni jej kluczową rolę w nadchodzącym okresie społecznych zawirowań i konfliktów. Jak wyjaśnił Trocki:
Naprzód do przekutej Czwartej Międzynarodówki, światowej partii rewolucji socjalistycznej!